Centralny Urząd ds. Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu zakończył śledztwo przeciwko 40 byłym strażnikom z niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz - podał dziennik "Tageszeitung" (TAZ). Sprawy zostaną we wrześniu przekazane prokuraturze.
Szef placówki, prokurator Kurt Schrimm wyjaśnił we wtorek, że wdrożonym w kwietniu postępowaniem przygotowawczym objętych było początkowo 50 osób. Okazało się jednak, że część z nich zmarła. Podejrzani mieszkają w różnych częściach Niemiec, także na terenie byłej NRD. Większość z nich urodziła się w latach 1920-1925.
Byli strażnicy podejrzani są o pomoc w morderstwie. Urząd w Ludwigsburgu nie ma uprawnień do wnoszenia aktów oskarżenia, dlatego przekaże sprawy właściwym prokuraturom, które po zbadaniu, czy stan zdrowia pozwala podejrzanym na udział w procesie, zdecydują o skierowaniu spraw do sądu. "Podejrzani nie zostali dotychczas powiadomieni o śledztwie" - powiedział Schrimm.
Centralny Urząd Administracyjny Sądownictwa Krajowego ds. Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu zajmuje się od 1958 roku ściganiem zbrodni hitlerowskich. Jak twierdzi Schrimm, wielu strażników obozów koncentracyjnych było dotychczas bezkarnych, ponieważ niemieckie sądy domagały się dowodów na popełnienie przez nich konkretnych czynów karalnych. Ze względu na brak świadków było to często niemożliwe.
Przełomowe znaczenie dla ścigania tej kategorii przestępców miał wyrok na Johna Demjaniuka, strażnika w obozie w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zbrodniach pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów. Zdaniem Schrimma wyrok ten stworzył nową sytuację prawną umożliwiającą podjęcie kroków przeciwko innym strażnikom.
Placówka w Ludwigsburgu wdrożyła od czasu powstania niemal 7,5 tys. postępowań. Dzięki jej działalności skazano dotychczas 6,5 tys. nazistowskich przestępców, 169 z nich na kary dożywotniego więzienia.