W zeszłym tygodniu zmarł Sławomir Mrożek.
Niewątpliwie wybitny polski dramatopisarz i rysownik, ale też dziennikarz i satyryk. Jego sztuki wystawiane są w teatrach całego świata. Jednym słowem człowiek niezwykle utalentowany, który czego się nie tknął, zamieniał w dzieło godne uwagi. Krótko piszemy o nim w środku numeru (ss. 60–61), wspominając też jego bliskie kontakty z władzą komunistyczną. Jak wiadomo, Mrożek podpisał się razem z innymi artystami pod słynną rezolucją popierającą tzw. proces księży kurii krakowskiej. Przypomnę, że wspomniany proces był od początku do końca sfingowaną akcją mającą skompromitować Kościół. W efekcie trzy osoby, wśród nich ks. Józef Lelito, zostali skazani na karę śmierci, nie były to więc jakieś przelewki. Podpis Mrożka i innych znanych osobistości miał uwiarygodnić w społeczeństwie z gruntu niesprawiedliwy i strasznie krzywdzący wyrok. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że pod koniec lat 50. pisarz oddał legitymację partyjną.
Oprócz Mrożka w tym numerze wspominamy jeszcze jednego pisarza, niestety bardzo zapomnianego (ss. 27–29). Mam nadzieję, że tekst w „Gościu”, a jeszcze bardziej szansa na prawdopodobny proces beatyfikacyjny odświeży pamięć o Chestertonie, bo o nim mowa. Ten angielski dżentelmen, o jowialnym i dobrodusznym wyglądzie, zasługuje na to jak nikt inny. Dlaczego? Gilbert K. Chesterton był niewiarygodnie inteligentny. Wystarczy wspomnieć chociażby fakt, że właściwie z biegu podyktował swojej sekretarce książkę o św. Tomaszu z Akwinu, uznaną później za najlepsze dzieło poświęcone myśli Akwinaty. Ponadto był dowcipny, błyskotliwy i dzielny jak średniowieczny rycerz. A co najważniejsze, wszystkich swoich talentów używał do jednego – by głosić chwałę i wielkość Kościoła katolickiego. Nie miał żadnych wątpliwości, że to w katechizmie Kościoła katolickiego jest cała prawda o życiu. A skoro tak, to trzeba się o nią bić. I Chesterton robił to z pasją, wdziękiem i zamiłowaniem. Sam zresztą mówił, że spośród tysięcy tematów warto pisać tylko o religii i polityce.
Oczywiście Mrożek i Chesterton to pisarze z różnych zupełnie epok i trudno w związku z tym ich porównywać, ale na małą próbę możemy sobie pozwolić. Obaj byli inteligentni i dowcipni. Fundamentalnie różnili się w jednym. Chesterton głęboko wierzył, że dla ludzi nie ma lepszej drogi jak ta, którą opisuje i wyznacza katechizm. Kiedy ktoś zakpił z niego, że dodaje katechizm do wszystkiego, jak ketchup, ten zripostował, że ketchup do tego służy. Mrożkowi do takiej wiary było bardzo daleko. A od dziesięcioleci utarło się przekonanie, że wielkimi pisarzami są nie ci, który wierzą, ale ci, którzy wątpią. To jeden z powodów, dla których o Chestertonie rzadko można usłyszeć w szkole, a nawet na wyższej uczelni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk