Monika Zidkova – w 1995 r. miss Czech, miss Europy, w 2011 r. wybrana przez głosujących miss wszech czasów swojego kraju – codziennie wstępuje do parafialnego kościoła, żeby się pomodlić i zrobić krótki rachunek sumienia.
Kiedy wygrała zmagania dziewcząt o tytuł najpiękniejszej, opisywano ją przez wymiary ciała. 87 cm w biuście, 58 w pasie, 93 w biodrach, 173 cm wzrostu. Nie miała jeszcze skończonej osiemnastki, ale czuła, że to nie jej główny atut. Zawsze zachowywała skromność, umiar, i to była jej siła. Podczas eliminacji na Miss Europy w Istambule w Turcji ujęła jurorów naturalnością i wdziękiem osobistym. – Przed 18 laty przykleili mi etykietkę „miss” i do dziś z nią żyję, a wiem, że najważniejsze to pozostać sobą – jest przekonana. Wielu mówi, że jej się to udało. Nawet nie przerwała nauki na czas wyborów, nie zadziera nosa, nadal mieszka w swoim rodzinnym mieście – 7-tysięcznych Krawarzach, przyjaźni się nie z modelkami czy gwiazdami mediów, ale ma koleżanki, które pracują w banku, sprzedają w sklepie. – Trzeba twardo chodzić po ziemi, a nie żyć iluzjami – ma to przemyślane. – Kiedy człowiek robi szybką karierę, zwykle potem znienacka spada z drabiny, na którą wszedł.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych