„Polityka” usiłuje udowodnić, że Jarosław Gowin zmienia zdanie równie często, co Donald Tusk.
09.08.2013 11:05 GOSC.PL
Mimo, iż Jarosław Gowin nie ma szans na zostanie szefem PO (gdyby je miał, w ogóle nie doszłoby do wyborów), jego kampania wyborcza (skierowana raczej do osób spoza PO) trwa. Jednym z jej elementów jest gra w „przywracanie pamięci Donaldowi Tuskowi”. Odkrywając wirtualne kartoniki uczestnik może znaleźć skrajnie odmienne wypowiedzi tego samego premiera na temat kwestii takich, jak podwyżka podatków, dług publiczny, czy przedwyborcze debatowanie.
„Polityka” postanowiła przywrócić pamięć także Jarosławowi Gowinowi. I niestety, poległa, ponieważ wypowiedzi, jakie cytuje na swojej stronie internetowej nijak nie wskazują na to, iż były minister sprawiedliwości diametralnie zmienił zdanie w kluczowych kwestiach.
Podstawowa różnica między wypowiedziami Tuska, cytowanymi przez „sztab” Gowina, a wypowiedziami Gowina, cytowanymi przez „Politykę” polega na tym, iż te pierwsze dotyczą głównie spraw, te drugie zaś tylko i wyłącznie osób. Opinie na temat czyjejś zdatności do pełnienia jakiejś funkcji mogą zmieniać się w czasie, w zależności od kolejnych czynów danej osoby. Przykładowo, w 2009 roku mówił, iż „gdybyśmy zdecydowali się rozdzielić funkcję szefa partii i premiera, to wtedy Rostowski na czele rządu byłby bardzo dobrym rozwiązaniem”. Z kolei dziś, pytany o spór między Leszkiem Balcerowiczem a ministrem finansów, mówi „to nie jest spór personalny, lecz ideowy: wolny rynek kontra socjalizm. W tej sprawie, niestety, Rostowski to socjalizm”. Między 2009 rokiem a 2013 mieliśmy m.in. podwyżki podatków i uszczuplanie części składek wpływających na OFE, a także propozycje zmierzające do ich całkowitej likwidacji, czemu Gowin jest przeciwny. W 2009 roku tego nie było – to Rostowski się zmienił, a wraz z nim, zdanie Gowina na jego temat.
„Polityka” dziwi się, że Gowin 4 lata temu uważał swoje kompetencje za zbyt „małe, żeby aspirować do roli lidera”, a dziś kandyduje na szefa PO. No cóż, 4 lata to całkiem sporo, żeby popracować nad swoimi kompetencjami. Czy „lider frakcji konserwatywnej w PO” zmienił zdanie na temat PiS? Dziś mówi, że „PiS jest normalną, demokratyczną partią, choć jestem z nią w ostrym sporze programowym i politycznym”. 6 lat temu nie twierdził, że nią nie jest, choć stawiał „pod znakiem zapytania przywiązanie partii braci Kaczyńskich do standardów demokratycznego państwa prawa”. Znak zapytania to nie wykrzyknik.
Ale nawet jeśli uznać, że w tych wszystkich przypadkach Gowin obrócił się o 180 stopni, to i tak tematy tych wypowiedzi są nieistotne. Media („Polityka” w mniejszym stopniu, niż „Newsweek” czy TVN24) przyzwyczaiły nas do emocjonowania się słownym ping-pongiem między politykami, choć przecież proszenie polityków o recenzowanie swoich przeciwników lub wymuszanie na nich peanów na cześć partyjnych kolegów nie ma z informacyjnego czy opiniotwórczego punktu widzenia żadnej wartości. Tymczasem Jarosław Gowin w swojej grze (choć i są przykłady mniej trafione) wskazuje na istotne zmiany w podejściu premiera do kwestii zasadniczych. To nie Jarosław Gowin, a Donald Tusk przysięgał Polakom wyrzucenie z rządu każdego ministra, który by choć zaproponował podwyższenie podatków. Tusk daną Polakom przysięgę złamał.
„Polityka” jest bardziej pryncypialna, niż obecny szef rządu. Skoro 6 lat temu na swojej okładce wybiła hasło „Tusku, musisz”, kurczowo się go trzyma.
Stefan Sękowski