W trakcie modlitwy usłyszałam w duszy głos: "Nie musisz być 'jakaś'. Ja i tak cię kocham taką jaką jesteś".
Dawno temu już pojechałam ze znajomymi na kurs Filipa. Od początku patrzyliśmy we trójkę na pozostałych uczestników jak na pomyleńców (chociaż skądinąd uważaliśmy się za bardzo wierzących katolików) i zastanawialiśmy się co my tu robimy, oczywiście dodając dalej, że już nigdy więcej się na to nie zdecydujemy.
Tak było do wieczoru wylania darów Ducha świętego. Byłam coraz bardziej zakręcona, czułam się nie na miejscu i, jak teraz pamiętam, cały czas zadręczałam się myślami, że skoro nie umiem wejść w te emocje i całe to (nadmierne czasem jak dla mnie) przeżywanie modlitwy, to wcale nie jestem taką dobrą katoliczką, za jaką siebie uważałam. Chyba najczęściej zadręczała mnie myśl, że muszę być jakaś inna, że muszę się inaczej zachowywać, nie jak outsider, ale tak jak wszyscy, którzy na ten kurs przyjechali.
Właściwie wbrew sobie, a trochę owczym pędem podeszłam do księdza, prosząc o modlitwę nade mną. Dobrze, że nas uprzedzili jak wyglądają te dary Ducha świętego. W trakcie modlitwy usłyszałam (poczułam?) w duszy głos: "Nie musisz być 'jakaś', Ja i tak cię kocham taką, jaką jesteś". Już wiedziałam, że nie muszę przeżywać modlitwy z taka samą ekspresją jak inni, żeby poczuć się kochana przez Pana Boga.
To doświadczenie było tak realne i namacalne, ani trochę nie miałam odczucia, że sobie coś wyobrażam albo wymyślam. Skończyło się to płaczem jakiego nigdy wcześniej ani później nie przeżyłam. Płakałam baaardzo długo, ale o dziwo cały czas zupełnie spokojnie (jeśli można to tak nazwać), bez smutku, żalu czy rozpaczy. Taki naprawdę oczyszczający płacz.
Te słowa noszę w sobie od tego czasu, wracają do mnie w chwilach spadku formy i nie tylko, dają siłę i pewność, (moją własną, nie tylko wyczytaną w mądrych książkach, ale osobiście przeze mnie doświadczoną) że cokolwiek się nie zdarzy i jakiego numeru bym nie wykręciła, Pan Bóg zawsze mnie kocha, zawsze będzie mnie szukał i na mnie czekał...
I nigdy nikomu o tym nie opowiadałam...
Galadriela