Najwyżsi doradcy prezydenta USA Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa potencjalne zagrożenia na Półwyspie Arabskim lub z niego pochodzące - podał Biały Dom.
"Doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice przewodniczyła posiedzeniu doradców (Principals Comittee) w celu dalszej oceny sytuacji i kolejnych działań" - głosi oświadczenie.
Wśród uczestników spotkania był sekretarz stanu John Kerry oraz minister obrony Chuck Hagel. W skład Principals Committee wchodzą najwyżsi urzędnicy państwowi.
"W ostatnim tygodniu prezydent był regularnie informowany o wszystkich aspektach potencjalnego zagrożenia i działań, jakie w związku z tym podejmujemy" - poinformował Biały Dom.
W piątek Departament Stanu ogłosił, że ze względu na niesprecyzowane bliżej zagrożenie w niedzielę 4 sierpnia USA zamkną część swoich ambasad i konsulatów, przeważnie na Bliskim Wschodzie. Zamknięte zostaną te placówki dyplomatyczne, które normalnie są w niedzielę otwarte. Dotyczy to ambasad i konsulatów w krajach muzułmańskich, w których niedziela jest dniem pracy.
Według rzeczniczki resortu Departament Stanu "uzyskał dostęp do informacji, które spowodowały te uprzedzające posunięcia, podyktowane ostrożnością".
Biały Dom wyjaśnił, że decyzja o zamknięciu ambasad była "posunięciem uprzedzającym".
"To może być powiązane ze sprawą Snowdena, bo to jest właśnie to, co można powiedzieć obywatelom: widzicie, owszem, trochę was podsłuchujemy, ale to dla waszego dobra, bo nagle coś ważnego znaleźliśmy i was zabezpieczamy" - powiedział PAP Lewicki.
Snowden ujawnił informacje o inwigilacji elektronicznej prowadzonej przez amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Władze USA chcą go postawić przed sądem za ujawnienie tajemnic wywiadu.
"Nie poszedłbym oczywiście tak daleko, żeby powiedzieć, że to wszystko jest nieprawdziwe i po to tylko, by udowodnić potrzebę działań NSA. Ale powiedziałbym, że jest uprawnione takie połącznie - załóżmy - próbnego alarmu, żeby utrwalić w świadomości Amerykanów poczucie, że tego typu działania NSA są uprawnione. Absolutnie bym tego nie wykluczał" - podkreślił.
Dodał, że decyzja o zamknięciu w niedzielę części amerykańskich ambasad i konsulatów nie jest pierwszym tego typu alarmem, ale pierwszym tak mocno nagłośnionym. "Nawet zakładając, że to jest +uczciwa sytuacja+, że Amerykanie pewne ostrzeżenia, pewne zamiary przechwycili, to byłoby naiwnością sądzić, że terroryści porozumiewają się telefonicznie, umawiając się na tego typu akcje, chyba że im zależy na wywołaniu reakcji i sprawdzeniu, jaka ta reakcja jest" - powiedział Lewicki.
Jego zdaniem może to być również ze strony amerykańskiej swego rodzaju próbny alarm, żeby sprawdzić, na ile ich systemy są sprawne i gotowe do zabezpieczenia się.
Zaznaczył, że nie wiemy, która z tych wersji jest prawdziwa. "Nie wydaje się, żeby prawdziwa mogła być wersja, że Amerykanie podsłuchali umawiających się terrorystów i przed tym się zabezpieczają. To byłoby zbyt proste, zbyt naiwne" - powiedział Lewicki.
W rezultacie ataku z 11 września ub. r. na amerykański konsulat w Bengazi (Libia) zginął ambasador USA Christopher Stevens i trzech innych Amerykanów.