W wypowiedzi showmana jest trochę prawdy. Ale nie cała. A to już chyba trzeci z rodzajów prawdy według góralskiej definicji ks. Tischnera. Ta na „G”.
31.07.2013 14:35 GOSC.PL
"Wku…. mnie, że mówi się o tym, że katolik i chrześcijanin to jest jeden człowiek godny miana człowieka przez duże C. Rudolf Hoess był katolikiem i dość pracowitym komendantem obozu koncentracyjnego" (tekst oryginalny bez kropek).
Ot, taka prosta myśl Kuby Wojewódzkiego, zanotowana przez dziennikarza tygodnika „Polityka”. Gwiazda programu swojego imienia udzielając wywiadu pracodawcy, dla którego pracuje, narzeka na stereotyp Polaka-katolika. Jego zdaniem traktowanie katolicyzmu jako drogi formującej porządnych ludzi jest błędem, czego dowodem ma być postać komendanta obozu Auschwitz. Narzekanie – jego prawo. Przekłamanie – już nie.
Wojewódzki niby mówi o Hoessie prawdę, ale nie całą prawdę. A to już chyba trzeci z rodzajów prawdy według góralskiej definicja ks. Tischnera, który mówił , że jest "prowda, tyż prowda i gówno prowda".
Nie żebym się czepiał, bo nie w tym rzecz, żeby wdawać się w sprzeczki z Wojewódzkim. Ale, wobec takiej manipulacji (świadomej czy nieświadomej – nieważne), warto choć trochę przybliżyć jak to było z katolicyzmem Hoessa. Bo taka prawda to zwyczajne kłamstwo, które z rzeczywistością Kościoła nie ma nic wspólnego.
Rudolf Hoess, przyszły komendant obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau faktycznie urodził się w katolickiej rodzinie z Baden-Baden. Bardzo tradycyjnej, nawet jak na ówczesne czasy. Do tego stopnia, że jego ojciec Franz Xaver bardzo chciał, żeby jego syn został księdzem. Tak bardzo, że Rudolf zbuntował się wobec ojca nazywając go „fanatycznym katolikiem” i w wieku 16 lat wstąpił do wojska.
W efekcie surowego wychowania ze strony ojca (a nie katolicyzmu) Rudolf od wiary się odwrócił. I to radykalnie. Do tego stopnia, że w 1923 r. skazano go na 10 lat więzienia za morderstwo. Następnie, po zwolnieniu w wyniku amnestii młody Hoess zaczął piąć się po szczeblach kariery partyjnej, w czym pomogło mu członkostwo w SS. Szczytem jego nazistowskich osiągnięć była komendantura w Auschwitz i osobiste zaangażowanie w ludobójstwo Polaków, Żydów, Rosjan i innych narodowości więzionych na terenie jego obozu.
Choć po wojnie przez jakiś czas udało mu się ukrywać pod zmienionym nazwiskiem, w końcu wpadł i został przekazany polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Ostatni okres życia spędził w wadowickim więzieniu i tam prawdopodobnie przeżył nawrócenie. Przed egzekucją (powieszono go na szubienicy obok budynku komendanta Auschwitz) Hoess przystąpił do spowiedzi.
Na podstawie tego życiorysu Kuba Wojewódzki stawia tezę: jeden z najgorszych zbrodniarzy jakich znała historia był katolikiem. Jakie wnioski mamy z tego wyciągnąć? Że Kościół promuje ludobójstwo? A może, że sprzyja nazistom? Tezy dość popularne w ostatnim czasie w niektórych mediach. I całkowicie fałszywe. Pod wykorzystany przez Wojewódzkiego wzór można równie dobrze podstawić inne dane: np. Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, kształcił się w kierunkach humanistycznych (studiował literaturę i filozofię), po czym dość aktywnie pracował na rzecz zagłady milionów ludzi. Czy to oznacza, że Kuba Wojewódzki (ukończył klasę o profilu humanistycznym w LO) czy ja (również klasa humanistyczna) otrzymaliśmy wykształcenie przygotowujące nas do ludobójstwa? Nie! To oznacza tyle, że jeśli człowiek zechce zachować się jak świnia, to zachowa się tak choćby otrzymał najlepsze wychowanie.
Hoess się nawrócił. To znaczy tyle, że w okresie mniej więcej od 16 roku życia, aż do nawrócenia tuż przed śmiercią, w nosie miał chrześcijaństwo i nauczanie Kościoła.
To w żaden sposób nie usprawiedliwia jego zbrodni. Ale też nie daje żadnych podstaw do jakiegokolwiek łączenia ich z katolicyzmem. Pokazuje tylko tyle i aż tyle, że Jezus Chrystus umarł na krzyżu za każdego grzesznika. I każdy ma szansę do Niego powrócić. Warunek jest jeden: trzeba stanąć w prawdzie o swoim grzechu i uznać, że Bóg jest mocniejszy niż moje słabości.
A Kościół potępił nazizm już w 1937 r., w encyklice papieża Piusa XI "Mit brennender Sorge". Wcześniej, niż zdążyli to zrobić przywódcy państw alianckich.
Wojciech Teister