Co najmniej 54 osoby zginęły, a 131 zostało rannych w wyniku trzydniowych starć na tle etnicznym, które wybuchły w południowo wschodniej części Gwinei - poinformowano w środę. Aby powstrzymać przemoc, władze wysłały w ten rejon wojsko.
Drugie co do wielkości gwinejskie miasto Nzerekore oraz sąsiednie miejscowości przy granicy z Wybrzeżem Kości Słoniowej stały się areną walk między zwaśnionymi społecznościami w niedzielę, gdy zlinczowano mężczyznę, oskarżonego o kradzież benzyny. Według świadków niektóre ofiary zostały zabite maczetami.
W środę na miejsce przybyło wojsko, któremu udało się przywrócić spokój. Według rzecznika rządu Damantanga Alberta Camary zatrzymano ok. 50 osób.
Do walk doszło kilka dni po ustaleniu przez rywalizujące ze sobą partie daty wyborów parlamentarnych. Głosowanie, które ma zakończyć polityczną transformację w Gwinei, ma się odbyć 24 września.
Od przeprowadzenia wyborów Zachód uzależnił wznowienie pomocy gospodarczej dla Gwinei, bez której, mimo posiadania przebogatych złóż boksytów (największe na świecie), żelaza i złota, kraj nie może się obyć.
Prezydent Alpha Conde zwyciężył w wyborach prezydenckich z 2010 roku, ale przeciwnicy oskarżają go o oszustwa wyborcze.
Gwinejskie podziały polityczne nakładają się na etniczne. Conde popierają jego rodacy z ludu Malinke, wchodzącego w skład grupy ludów Mandingo i stanowiący jedną trzecią ludności kraju. Opozycję popierają Fulani, którzy choć stanowią prawie połowę ludności 10-milionowej Gwinei, nigdy nią nie rządzili. Opozycyjne wiece i manifestacje w Konakry niemal za każdym razem przeradzają się w starcia młodzieżowych gangów Mandingów i Fulanich, grabieże i starcia ze znaną z brutalności policją.