Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Mt 13,16
Kiedyś myślałem, że wyjątkowymi szczęściarzami byli ci, którzy żyli w czasach Jezusa. Osobiście mogli słuchać Jego słów, być świadkami Jego cudów i mocy. To niesprawiedliwe, myślałem. Bo im łatwiej było uwierzyć i bez wahania pójść za Nim. Czyżby? Lektura Ewangelii nie pozostawia wątpliwości, że wtedy wcale nie było łatwiej niż teraz. Jezus był wypędzany ze świątyń i oskarżany o konszachty z Szatanem, Jego nauka była atakowana, cuda i znaki lekceważone, a On sam dla wielu sobie współczesnych był bluźniercą. Bluźniercą tak wielkim, że zasługującym na hańbę krzyża. Sami apostołowie potrafili Go zdradzać i się Go zapierać. Więc o czym tu mówić? Kiedy Ewangelia mówi o szczęśliwych oczach i uszach, chodzi nie tyle o tych, którzy widzieli i słyszeli Jezusa fizycznie, ile o tych, którzy potrafią Go zobaczyć i usłyszeć w każdym miejscu i czasie. Można być niewidomym i widzieć Jezusa doskonale. Można mieć sokoli wzrok i Go przeoczyć. Bo to nie kwestia czasu, miejsca czy warunków fizycznych. To o łaskę wiary chodzi.
Adam Szewczyk