Wąskie, drewniane i strome. Kręte jak ścieżki życia chłopców. Ale chłopcy czują się na nich bezpiecznie. Opiekunki w habitach oraz święci patronowie czuwają.
Centrum Puław. Stara kamienica ogrodzona siatką, obok niewielki placyk zabaw. W środku czyściutko, aż się błyszczy, mimo że w każdym kątku po dzieciątku. A konkretnie po chłopaku: najmłodszy ma 7 lat, najstarszy prawie 20. Wszystkich jest ponad 60. Grzecznie się witają, obserwują z ciekawością, a niektórzy z chłopięcą przekorą coś tam komentują. I tylko trudno czasem połapać się, który starszy, a który młodszy. Bo ten 17-letni Marcin, wyrośnięty ponad miarę, to nauczył się do tej pory mówić „dzień dobry” i podawać rękę. Mówi też „nie”, gdy czegoś nie chce. A gdy chce, macha głową i potwierdza: „tak”. To dla niego wielka umiejętność. Więc trzeba go chwalić i wspierać w poczuciu własnej wartości! Z kolei 7-latek Adaś, chociaż główkę ma spłaszczoną od leżenia w niemowlęctwie wciąż w jednej pozycji i nosek ma wbity w czaszkę (od uderzenia wielką pięścią, gdy był maleństwem), bardzo jest rozgadany. I wie już prawie wszystko o świecie: że siostry są dobre, więc można się przytulić. Że pieski w ośrodku to przyjaciele: sprowadziła je z rodzimego Podlasia siostra dyrektor, żeby dzieci czuły się swojsko i żeby było z kim… grać w piłkę. Bo pieski futbol uwielbiają jak chłopcy. I że Adaś lubi bardzo zajęcia logopedyczne oraz plastyczne. Czego chcieć więcej?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska