Rzeź, o której nie wolno zapomnieć

Trwa msza w 70. rocznicę zbrodni wołyńskiej. Bronisław Komorowski uczestniczy w niej z ukraińskim wicepremierem Kostiantynem Hryszczenko.

W trakcie ceremonii, która odbywa się w łuckiej katedrze pod wezwaniem Apostołów Piotra i Pawła, planowane jest wystąpienie prezydenta. W polskiej delegacji są m.in. wiceminister spraw zagranicznych Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert, doradca prezydenta Tomasz Nałęcz, senatorowie, kompozytor Krzesimir Dębski, krewni ofiar i żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej.

Uroczystość zorganizował Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie. Zostali na nią zaproszeni także przedstawiciele innych Kościołów obecnych na Wołyniu: m.in. prawosławnych patriarchatu kijowskiego i moskiewskiego oraz greckokatolickiego.

Przed tygodniem Komorowski zapowiadał, że chce wypełnić treścią polityczną niedawne oświadczenie biskupów polskich i ukraińskich w tej sprawie.

28 czerwca w Warszawie kościelni hierarchowie z Polski i Ukrainy podpisali deklarację, w której napisali: "Pragniemy dzisiaj oddać hołd niewinnie pomordowanym, ale i przepraszać Boga za popełnione zbrodnie oraz raz jeszcze wezwać wszystkich, Ukraińców i Polaków, zamieszkujących zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce oraz gdziekolwiek na świecie, do odważnego otwarcia umysłów i serc na wzajemne przebaczenie i pojednanie".

Niedzielną mszę św. w intencji ofiar zbrodni ukraińskiej odprawia nuncjusz apostolski na Ukrainie Thomas Edward Gullickson, a przewodniczy jej arcybiskup lwowski obrządku łacińskiego Mieczysław Mokrzycki, który wygłosił homilię. Mówił on m.in., że w Polsce i na Ukrainie wiele jest "śladów rzezi, której nie sposób zapomnieć". "Znaczą one wspomnienia wielu, którzy jako dzieci byli świadkami nienawiści prowadzącej do zbrodni. Nie można takich plam przykryć milczeniem lub zamalować kłamstwem. Są ciągle zbyt bolesne, ciągle świeże, obecne w wielu domach ofiar polskich, ukraińskich, żydowskich i ormiańskich. Bo czyż można zapomnieć ludobójstwo?" - pytał metropolita lwowski.

Podkreślał, że każde zło wymaga zadośćuczynienia, naprawienia tego, co możliwe, wynagrodzenia zła. "A czyż formą zadośćuczynienia nie powinno być upamiętnienie ofiar rzezi z 1943 roku? Bo nadal oczekują na właściwe groby, na upamiętnienie, postawienie krzyży w miejscach kaźni, odnalezienie śladów ich życia, ocalenie nazwisk i imion. Mają oni prawo do naszej pełnej pamięci o nich, tak jak mają prawo do naszej modlitwy" - powiedział.

Abp Mokrzycki podkreślił, że pierwszym i zarazem fundamentalnym warunkiem pojednania jest rachunek sumienia, "czyli właściwe nazwanie swej przeszłości, stanięcie w prawdzie, spojrzenie na to, co uczyniliśmy z miarą własnego sumienia – głosu Boga w nas". Nawiązał do przypowieść o synu marnotrawnym, który upadł na samo dno, ale podniósł się, dzięki temu, że chciał zobaczyć siebie w prawdzie i tę prawdę o sobie uznał – czyniąc ją początkiem odrodzenia.

Kaznodzieja przypomniał, że wojna ma to do siebie, że wyzwala w ludziach najprymitywniejsze instynkty. "I łatwo wtedy nagrobki wrogów zamienia się w płyty chodnikowe, domy mieszkalne i kościoły w stajnie, a zabytkowe przedmioty codziennego użytku traktuje jako złom" - powiedział arcybiskup i podkreślił, że ideologia i systemy polityczne nie ułatwiają rachunku sumienia, politycy czynią z przeszłości przedmiot propagandy, zakłamania, sporów, manipulacji.

"A historia – w statystyce ofiar – zaokrągla szkielety do zera: tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc… Zapomina się o sumieniu tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do zbrodni. Ale jak żyć, gdy ktoś odebrał życie swym sąsiadom, dzieciom, kobietom, palił domostwa, czy okradał z dobytku? Chciałoby się udawać, że nic się nie stało, wierząc, że zamilkły groby, a zgliszcza porosły zielskiem i chwastami, a świadkowie odchodzą. Nie można jednak żyć z krzykiem sumienia, które każde zło wypomina i oskarża" - mówił abp Mokrzycki.

Mówiąc o kolejnym warunku pojednania jakim jest "żal za grzechy" kaznodzieja przypomniał, że tylko człowieka sumienia stać jest na autokrytykę etyczną, która objawia się żalem i wstydem przed samym sobą z powodu popełnionego zła. "Buta i pewność siebie w obszarze samooceny cechuje kogoś, kto zatracił już zdolność rozróżniania dobra i zła, stłamsił sumienie, zagłuszył jego głos. Ale sumienie dokonuje oceny nawet wówczas, gdy nikt nie widział, jak ktoś grzeszył, gdy inni już zapomnieli, świadkowie pomarli" - mówił abp Mokrzycki.

Przestrzegał przed światem „bez Boga”, który prowadzi do "moralnie nieuprawnionego usprawiedliwiania zbrodni". "Obojętnie zgadzamy się na różne wojny i „czystki” – zawsze związane z koniecznością strat wśród ludności cywilnej. Kolejne śmierci kobiet i dzieci tłumaczymy wprowadzaniem ładu w świecie. Gdy toczy się walka, nikt nie zwraca uwagi na jej ofiary. A później częściej broni się dobrego samopoczucia katów niż prawdy i pamięci o zabitych, wypędzonych, skrzywdzonych" - powiedział kaznodzieja i dodał: "Opamiętanie i żal oprawców przychodzą zdecydowanie za późno dla ofiar, często po latach kłamstw, niekiedy nad zdewastowanymi już grobami".

Nawiązując do kolejnego warunku pojednania, mocnego postanowienia poprawy arcybiskup wskazał na znaczenie przykazania miłości Boga i bliźniego. Przywołał zasadę sformułowaną przez papieża Piusa X, która mówi, że wolno własny naród kochać mocniej i więcej niż inne narody, ale nie wolno żadnego nienawidzić!' Zwrócił uwagę, że tragedią współczesnego chrześcijaństwa jest rozdźwięk między przykazaniem miłowania Boga, a przykazaniem miłowania bliźnich. "Gdy kochamy Boga, nie miłując bliźniego, lub kochamy bliźniego, nie miłując Boga, zdradzamy naukę Chrystusa: słowo miłości, o pojednaniu, o sprawiedliwości, o dobru nie przekuwamy w czyn" - powiedział kaznodzieja.

Odnosząc się do warunku szczerej spowiedzi abp Mokrzycki zwrócił uwagę, że człowiek bardzo szybko przywyka do zła. "Z czasem z trudem zauważa nawet grzechy ciężkie. Nie przerażają go, bo świat je akceptuje, stają się trwałym elementem życia, tak bardzo, że nawet przestaje się je nazywać złem" - powiedział i podkreślił, "jak jest trudno żyć w Prawdzie, zarówno jednostkom, jak i całym społeczeństwom".

Arcybiskup przypomniał, że Kościół wielokrotnie przestrzegał przed tzw. „grzechem strukturalnym” bądź przed „strukturami grzechu” – to znaczy takim złem, którym wszyscy w danym środowisku są w jakiś sposób naznaczeni i dlatego bez wyrzutów go akceptują. "Ale każdy grzech ma swoje konsekwencje – indywidualne, ale też społeczne. A przy tym gromadzenie indywidualnych grzechów w różnych instytucjach przez długi czas powoduje niemożność rozeznania, kto za nie jest odpowiedzialny" - zaznaczył kaznodzieja i wezwał: "Trzeba szukać sprawiedliwości, prawdy i pokoju. Trzeba umieć wyznać swe winy, by mieć udział w radości powrotu do Ojca".

Mówiąc o kolejnym warunku pojednania jakim jest "zadośćuczynienie" arcybiskup podkreślił, że każde zło wymaga zadośćuczynienia, naprawienia tego, co możliwe, wynagrodzenia zła. "A czyż zatem formą zadośćuczynienia nie powinno być upamiętnienie ofiar rzezi z 1943 roku? Bo nadal oczekują na właściwe groby, na upamiętnienie, postawienie krzyży w miejscach kaźni, odnalezienie śladów ich życia, ocalenie nazwisk i imion. Mają oni prawo do naszej pełnej pamięci o nich, tak jak mają prawo do naszej modlitwy" - powiedział. kaznodzieja.

Na zakończenie abp Mokrzycki wskazał na potrzebę przemiany – matanoi, która jest stałym elementem życia Kościoła. Przestrzegł przed utopiami i ideologiami politycznymi, obietnicami wolności, także powstania własnego państwa za wszelką cenę, nawet kosztem innych. "Ale jedynie Bóg zna winę politycznych demagogów, którzy wzywali do zbrodni w imię szczęścia, rzekomej wolności i patriotyzmu. Jednak za ich hasłami poszły ku zbrodniom – karmione instynktami, nieprawością, zemstą – rzesze tych, którzy zapomnieli o powołaniu do bycia dzieckiem Bożym, bratem i siostrą dla bliźnich. Posłuchali demona pychy, który prowokuje „walkę o byt”, wojny, zbrodnie, czystki, ludobójstwa" - powiedział arcybiskup i wezwał: "Dzisiaj przepraszamy Boga za ich zło! Modlimy się o zbawienie niewinnych ofiar, łaskę skruchy i nawrócenia dla zaślepionych, dar prawdy dla wątpiących i zwiedzionych. I wołamy o pojednanie, by nigdy więcej człowiek nie stał się dla człowieka zbrodniarzem. By zwyciężył Chrystus, który po to za nas umarł i zmartwychwstał, byśmy `mieli życie i mieli je w obfitości` we wspólnocie braci i sióstr".

Po mszy nastąpi uroczyste poświęcenie 70 krzyży upamiętniających 70. rocznicę zbrodni wołyńskiej, następnie prezydent odwiedzi cmentarz ofiar rzezi w Kisielinie.

Przeciwko wizycie Komorowskiego, w związku z rocznicą zbrodni wołyńskiej, wypowiadali się niedawno przedstawiciele opozycyjnej, nacjonalistycznej partii Swoboda, którzy uważają, że przyjazd prezydenta może doprowadzić do zaostrzenia stosunków z Ukrainą. Reprezentanci innych ugrupowań opozycyjnych podkreślali, że wizyta ta jest jak najbardziej pożądana zarówno ze względu na przeszłość, jak i przyszłość relacji ukraińsko-polskich.

Uroczystość wiąże się z lipcową 70. rocznicą kulminacji zbrodni popełnionych przez Ukraińską Powstańczą Armię na ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Zbrodnia oddziałów UPA wspieranych przez miejscową ludność ukraińską z lat 1943-1945 pochłonęła ok. 100 tys. polskich ofiar: mężczyzn, kobiet, starców i dzieci.

« 1 »

PAP/KAI