Spoty reklamowe, nakłaniające rodziców do wcześniejszego posyłania dzieci do szkoły, kosztowały państwo 5 mln złotych. Efekt? Liczba rodziców, decydujących się na edukację sześciolatków, jest mniejsza niż w zeszłym roku.
Dofinansowanie gmin w zakresie przygotowania do przyjęcia reformy minister edukacji wyniosło ponad dwa miliardy. Na pokrycie kosztów spotów reklamowych akcji "Sześciolatek w szkole" od grudnia 2012 r. do czerwca 2013 r. wyłożono z budżetu państwa ponad 5 milionów złotych. Średni roczny budżet szkoły podstawowej w Warszawie waha się w granicach 2-3 mln złotych. Koszty akcji MEN mogłyby więc pokryć budżet dwóch takich placówek.
Rodzice, nauczyciele, psychologowie i pedagodzy niejednokrotnie alarmowali o nieprzystosowaniu szkół, fatalnych skutkach wcześniejszego rozpoczęcia edukacji oraz różnicach emocjonalnych i intelektualnych pomiędzy sześcioletnimi a siedmioletnimi dziećmi.
Rząd, ignorując fakt miliona podpisów złożonych przeciwko reformie, zachwala korzyści, jakie rzekomo wypływają z wcześniejszego pójścia dziecka do szkoły. W spotach reklamowych usłyszeć można wypowiedzi zadowolonych rodziców. Przekonują one także, że same dzieci wyrażają gotowość podjęcia wcześniejszej edukacji. Okazuje się jednak, że akcja nie cieszy się zbytnim powodzeniem. Liczba rodziców, decydujących się na wcześniejsze wysłanie dziecka do szkoły, jest mniejsza niż w zeszłym roku.
"Wiadomo też, że warszawski ratusz przygotował za dużo klas pierwszych i teraz trzeba je zamienić na zerówki. Okazuje się, że generalnie tendencja jest spadkowa, ponieważ rok temu poszło do pierwszej klasy mniej sześciolatków niż dwa lata temu" w rozmowie z NDz. mówił Tomasz Elbanowski, organizator akcji "Ratuj maluchy".
jj /naszdziennik.pl