Jeśli ks. Lemański faktycznie nie chce szkodzić Kościołowi, powinien poważnie przemyśleć stosowanie się do zakazu wypowiadania się w mediach.
09.07.2013 11:54 GOSC.PL
Pierwsza strona dzisiejszego "Faktu": "Ksiądz oskarża arcybiskupa o molestowanie?" - o oświadczeniu ks. Lemańskiego. Przypomnijmy: ks. Lemański w swojej wersji wydarzeń, które doprowadziły do usunięcia go z probostwa parafii w Jasienicy, napisał: „Na naganne zachowanie Abp. Hosera zareagowałem natychmiast, wyrażając swój sprzeciw. Abp.Hoser zrozumiał mój sprzeciw, ale znów do karygodnego zachowania powrócił. To, co się wydarzyło podczas mojego spotkania z Abp. Hoserem, można by, czerpiąc z przypadku kardynała O'Briena, określić terminem - >głęboko niestosowne zachowanie wobec księdza<”.
Szkocki kard. Keith O’Brien zrezygnował z arcybiskupstwa St. Andrews i Edynburgu, gdy okazało się, że molestował księży. Nic dziwnego, że szybko zaczęto odbierać słowa ks. Lemańskiego jako oskarżenie wysunięte wobec abp. Henryka Hosera o homoseksualne nagabywanie.
Po kilku godzinach Zbigniew Nosowski, wymieniony przez kapłana jako „pośredni świadek tamtego incydentu” (czytaj: osoby, której opowiedział o nim ks. Lemański) napisał na swoim blogu, że „nie chodziło o jakiekolwiek zachowania seksualne”. Niestety, sam zainteresowany nie skorzystał z okazji, by podczas rozmowy z Moniką Olejnik rozwiać wątpliwości. Teraz wszyscy spekulują, czy biskup warszawsko-praski jest homoseksualistą i gwałcicielem, czy tylko rasistą i antysemitą, bo przecież „zdarzenie ze stycznia 2010 roku w kurii diecezji warszawsko-praskiej miało według mnie wyraźny związek z moim zaangażowaniem w dialog chrześcijańsko-żydowski, o czym świadczyła treść rozmowy z abp. Hoserem”. Insynuacja żyje, staje się faktem medialnym, za chwilę będzie wiedzą powszechną.
Nie znam przebiegu rozmowy obu duchownych, opis kolejnych wydarzeń znany jest nam jedynie z wypowiedzi ks. Lemańskiego. Faktem jest, iż między biskupem a podległym mu kapłanem istnieje konflikt i – jeśli dobrze interpretuję wypowiedź Z. Nosowskiego – po obu stronach występują deficyty dobrej woli, by go zakończyć. W sprawie zapomina się jednak o tym, że zakaz wypowiadania się w mediach nastąpił nie ze względu na to, iż ks. Lemański chciał przeprosin ze strony abp. Hosera za jego „niestosowne zachowanie”, ale ze względu na jego podważające autorytet biskupów wypowiedzi m.in. na tematy bioetyczne. Tematy, którymi, być może przypadkowo, ks. Lemański zajął się w sposób szczególny akurat wtedy, gdy był ze swoim przełożonym w głębokim konflikcie. Przełożonym, który, tak się składa, jest przewodniczącym Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych.
Wygląda na to, że gniew na abp. Hosera jest złym doradcą ks. Lemańskiego. Nie ulega wątpliwości, że kolejne wypowiedzi ks. Lemańskiego są wykorzystywane przez media prowadzące regularną nagonkę na Kościół (i ostatnio szczególnie abp. Hosera) w celu jego zdyskredytowania. Przyjmijmy, że ks. Lemański rzeczywiście nie chce szkodzić Kościołowi. Że także nie chodzi mu o to, by oczerniać abp. Hosera. W takim razie obserwując kolejną „nadinterpretację” jego wypowiedzi powinien poważnie zastanowić się nad tym, dlaczego dostał zakaz wypowiadania się w mediach. Bo im dłużej ks. Lemański w mediach bryluje, tym większy widzę w tym zakazie sens - sens ochrony ks. Lemańskiego przed jego własnym niewyparzonym językiem i brakiem umiejętności pisemnego komunikowania się z innymi w sposób, który nie pozostawia miejsca na nieżyczliwe interpretacje. Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Stefan Sękowski