Katarzyna Wiśniewska przeżywa, że akcje antyaborcyjne działają.
Pani Katarzyna chyba nie może spać spokojnie, odkąd do Sejmu trafiło 400 tys. podpisów pod obywatelskim(!) projektem zakazującym aborcji. Liczba czterokrotnie większa od wymaganej, czyli jednak Polacy nie chcą aborcji, o zgrozo. Sama Wiśniewska pisze „widać to także z sondaży - coraz więcej ludzi chciałoby zakazu aborcji ze względu na nieodwracalne uszkodzenie płodu. Jak mają radzić sobie ludzie, którym państwo na opiekę nad ciężko upośledzonym dzieckiem rzuci co miesiąc śmieszne pieniądze - tym już mało kto się interesuje”. Skoro pani Katarzyna tak się przejmuje małymi pieniędzmi dla rodzin z chorymi dziećmi, to niech sama zacznie zbierać podpisy. (!) Może uda jej się zebrać 10 razy tyle ile potrzeba, by zmienić prawo na prorodzinne.
Zarzuca również, że obrońcy życia (a więc zwykli obywatele) i Kościół powinni wkładać więcej energii w życie narodzone. A czy tak nie jest? A fundacje? A zbieranie pieniędzy? A różnego rodzaju akcje? A okna życia? A zaangażowanie Sióstr ? Widocznie w środowisku pani Wiśniewskiej się tego nie robi?
Dodaje jeszcze, że Mariusz Dzierżawski z komitetu Stop Aborcji, „woli epatować sentencjami w rodzaju: «Żadna choroba nie upoważnia do zabicia człowieka» czy «Jeśli można zabijać legalnie ludzi na masową skalę, to znaczy, że nie mamy do czynienia z państwem prawa, tylko z państwem bezprawia». I jak tu z tym dyskutować?”.
Właśnie w tym problem, że z tym nie da się dyskutować. To są sprawy oczywiste. Widocznie jednak pani Wiśniewska woli państwo bezprawia.
A wydawało się, że już nikt nie tęskni za państwem totalitarnym.
Małgorzata Gajos