Rozstawiony z numerem 24. Jerzy Janowicz awansował pierwszy raz w Wielkim Szlemie do 1/8 finału. W piątek polski tenisista pokonał w 3. rundzie turnieju na trawie w Wimbledonie (pula nagród 22,56 mln funtów) Hiszpana Nicolasa Almagro (15.) 7:6 (8-6), 6:3, 6:4.
Mimo opadów deszczu, chwilami dość intensywnych, które nie ustępowały w Londynie od czwartkowego wieczoru, jedyną pewną rzeczą wydawało się, że na Korcie Centralnym przebieg gier będzie toczył się bez zakłóceń.
Jednak organizatorzy najstarszego i najbardziej prestiżowego turnieju tenisowego na świecie postanowili zadbać o pozasportowe atrakcje. Zamieszanie zaczęło się po zakończeniu pojedynku wygranego przez Brytyjkę Laurę Robson z Kolumbijką Marianą Dugue-Marino 6:4, 6:1.
Niemal trzy kwadranse zajęło przygotowanie kortu do meczu Polaka, aż wyszli na niego sędziowie liniowi i dzieci do podawania piłek oraz główni bohaterowie wydarzenia. Po nich pojawił się tam też supervisor i dyrektor turnieju. Po ożywionej dyskusji wydali przez radio dyspozycję do rozsunięcia dachu, ku zdziwieniu tenisistów.
Cała ta akcja zajęła kolejne 20 minut, a gdy oczom publiczności ukazało się mocno zachmurzone niebo zaczęło kapać, a przez chwilę nawet mżyło. Gdy ustało, tenisiści rozpoczęli rozgrzewkę, ale tuż przed jej końcem kolejna fala lekkiego deszczu zmusiła ich do udania się do szatni.
Ta przerwa trwała blisko 20 minut, po czym - wciąż przy odsłoniętym dachu - miała miejsce kolejna rozgrzewka, a po niej wreszcie ruszył mecz. Jego otwarcie należało do rozstawionego z numerem 15. Almagro, który dzięki jednemu przełamaniu podania Polaka odskoczył na 3:0 i później 4:1.
"To zamieszanie z dachem trochę mnie wytrąciło z równowagi. Jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji i potem od razu dałem się przełamać. Jednak później zapanowałem nad nerwami i zacząłem odrabiać straty" - powiedział przy zejściu z kortu Janowicz, który dość szybko wyrównał na 4:4, a potem doprowadził do tie-breaka.
W dodatkowej rozgrywce obaj zawodnicy starali się pewnie rozstrzygać wymiany przy swoim serwisie. Trochę nerwowo zrobiło się, gdy z tej reguły wyłamał się łodzianin i oddał punkt na 3-5. Jednak trzy kolejne piłki należały do niego i wyszedł na 6-5.
Przy pierwszym setbolu dla Janowicza rywal wybronił się asem, ale przy drugim (przy 7-6) był bezsilny przy zabójczym forhendzie Polaka, po 46 minutach wyrównanej walki.
Druga partia była jeszcze bardziej zacięta, a żaden z tenisistów nie wypuścił z rąk swojego podania w siedmiu pierwszych gemach. Chwilowa dekoncentracja, ale i fantastyczna gra Janowicza, sprawiły, że zdobył jedynego "breaka" na 5:3. Chwile później wykorzystał pierwszego setbola przy swoim serwisie i po 28 minutach.
Trzeci set przypominał bombardowanie serwisami, a te serie przerywały sporadycznie nie mniej zabójcze returny, rzadziej nieco dłuższe wymiany. Almagro znalazł się w opałach przy stanie 4:4 i 15-40. Nie zdołał wyjść z opresji, a to przełamanie jego serwisu okazało się kluczowe dla losów spotkania.
W kolejnym gemie Janowicz postawił przysłowiową kropkę nad "i" potężnym serwisem, a przy pierwszym meczbolu 30. asem tego dnia (Hiszpan miał ich 18), po godzinie i 47 minutach.
"Jestem szczęśliwy. W październiku po raz pierwszy byłem w finale turnieju ATP w hali Bercy w Paryżu, a teraz uzyskałem swój najlepszy wynik w Wielkim Szlemie i to na Korcie Centralnym w Wimbledonie. To był ciężki mecz, bo musiałem pokonać zawodnika leworęcznego, a nie grałem dotychczas zbyt często z takimi. Teraz będę miał kolejnego, również doświadczonego i solidnego gracza leworęcznego" - powiedział Polak w pomeczowym mini-wywiadzie dla TV.
W czwartej rundzie rywalem Janowicza, obecnie 22. w rankingu ATP World Tour, będzie 37. na świecie Austriak Juergen Melzer. Stawką awans do ćwierćfinału oraz czek na 205 tysięcy funtów, a przegrany ma zagwarantowane już 105 tys. To spotkanie odbędzie się dopiero w poniedziałek.