Doświadczyłam obecności Boga w nieopisanym cierpieniu własnego dziecka.

Bóg często milczał – właściwie to tylko milczał. Jedna wielka cisza, która nie dawała mi spokoju. Do tego odczucie braku Boga, totalny brak obecności Boga – ciemność. Rozpacz. Doświadczyłam obecności Boga w … nieopisanym cierpieniu własnego dziecka.

Boże, czy czasem nie przeceniłeś moich możliwości? Czy aby wiesz, co dałeś mi do udźwignięcia? Czy ja się do tego nadaję? A Łucja … ile jeszcze cierpienia? A Maciuś – on też zagubiony w rodzinnej tragedii.

Im bardziej pogłębiałam wiedzę teologiczną, tym nowszych używałam argumentów w „sprzeczkach”. Łapałam Boga za słowa i oczekiwałam wytłumaczenia, wyjaśnienia. A im mniej rozumiałam tym głębiej szukałam odpowiedzi. W efekcie dostrzegałam swoje braki w wiedzy teologicznej na temat … własnej wiary. Chcąc się dobrze „wykłócić” z Bogiem i „wynegocjować” własne zdanie i racje chciałam być dobrze przygotowana. Jeżeli miałam być dobrze przygotowana, to musiałam mieć wiedzę i argumenty w garści. Idąc do Kaplicy szpitalnej czułam się, jakbym szła do sądu na rozprawę z Bogiem w sprawie o zasadność sensu cierpienia niewinnego dziecka.

Bóg często milczał – właściwie to tylko milczał. Jedna wielka cisza, która nie dawała mi spokoju. Do tego odczucie braku Boga, totalny brak obecności Boga – ciemność. Rozpacz.

Prowokowałam Boga do reakcji, do odpowiedzi, do wytłumaczenia. Przyjmuję Boże wszystko, co dajesz tylko daj to zrozumieć !

Na mojej drodze stawało kilka osób które zniechęcały mnie do wiary w Boga – bo gdzie jego miłość ? Byłam wyśmiewana za ślepe zawierzenie w Boga, który nie reaguje i przyzwala na taki koszmar. Byłam namawiana do uśmiercenia Łucji – bo po co to ciągnąć - a ja uparcie odpowiadałam, że to Bóg zadecyduje o Jej odejściu. Ja robiłam co mogłam, lekarze też, a reszta należała do Boga.

Pewnego dnia, gdy kolejny raz byłam atakowana za wiarę w Boży plan (którego, cholera, ciągle nie pojmowałam) zabrakło mi argumentów i z moich usta SAME padły słowa:

„Co dla zmysłów niepojęte, niech dopełni wiara w nas”.

To nie ja mówiłam, to był mój głos ale nie ja to wypowiedziałam. Te słowa zamknęły usta ludziom, którzy podważali moją miłość do Boga w obliczu cierpienia dziecka. Do końca dnia nie mogłam wyjść ze zdumienia po tym, co się stało i nie umiałam sobie przypomnieć, kiedy wypowiada się te słowa.

W niedługim czasie po tym zdarzeniu był kolejny „zwykły” dzień. Łucja cierpiąca, ja obok z pędzącymi myślami, w poczuciu totalnego osamotnienia, niewyspana, chyba głodna, koszmarnie zmęczona, poczucie bezradności dobijające resztki mnie.

 I wtedy nagle tak po prostu doświadczyłam obecności Boga!!!  Żadne tam ekstazy i wizje – tylko realne poczucie obecności Jezusa z nami w izolatce. Tak jakby Jezus siedział na taborecie z drugiej strony łóżka Łucji – w milczeniu. Ja z jednej strony, a ON z drugiej. Nagle wszystko stało się jasne – Jezus cały czas był, towarzyszył nam w MILCZENIU ! Siedział przy Łucji na tym swoim szpitalnym taboreciku i … BYŁ.

Po prostu był w milczeniu. Jezus dał mi do zrozumienia, że od początku był obecny w Łucji, w Jej chorobach i cierpieniu. Cały czas współcierpiał razem z Nią.

Od tamtej pory moje rozprawy sądowe z Bogiem zmieniły swój charakter. Uznałam, że widocznie nie jest mi dane wszystko zrozumieć tu na ziemi. Z całą mocą uznałam małość własnego rozumu i pojmowania,
a przyjęłam nieomylność Bożą i majestat.

Czy potrafię kochać Boga, nic nie rozumiejąc? Czy potrafię zaufać „w ciemno”?

Teraz towarzyszyła mi modlitwa za siebie o umiejętność przyjmowania tego, co czeka Łucję. O moją wiarę, aby nie upadła. Walczyłam o wiarę, gdy Boga nie czujesz, gdy Bóg milczy, gdy poczucie osamotnienia doprowadza do szału. Wierzyłam „na ślepo”, nic nie rozumiejąc, nie znając odpowiedzi na najważniejsze pytania o sens cierpienia, gdy Bóg po tym zdarzeniu nadal milczał i nie dawał odczuć swojej obecności.

Łucja zmarła w momencie i w sposób, w jaki nikt się nie spodziewał. Odchodziła w spokoju, powoli, przez parę dni. Miała prawie 3 latka. W tych dniach nie cierpiała! Chyba jedyne takie dni w Jej życiu!!! Była podłączona do respiratora.

Miałam zaszczyt towarzyszyć Jej do ostatniego uderzenia serca, które powoli gasło. Towarzyszył mi cały personel OIOM-u z ordynatorem na czele.

Dlaczego Jej życie było właśnie takie? Dlaczego w sposób niewytłumaczalny żyła o 3 lata „za długo”? Po co było Jej życie w postaci w jakiej było? Dlaczego znosiła niewyobrażalne cierpienia, których nie powinna była przeżyć? Jaki był sens i cel Jej cierpienia?

Nie poznałam odpowiedzi na te pytania, jednak dyskusje z Bogiem utwierdziły mnie w miłości do Niego. Bóg nie dał mi gotowych odpowiedzi – za to objawił, że trzeba mu zaufać, bo nigdy nas nie zostawia. Po prostu nie wszystko wiemy. Moja wiara „na ślepo” stała się nie do przebicia przez krytyków.

W pewną wigilię Bożego Ciała przyśniła mi się córeczka – zostało mi pokazane, jaka jest szczęśliwa w niebie – tego nie da się opisać, to nieopisywalne po ludzku. Jednocześnie Bóg dał mi do zrozumienia, że już więcej córeczka mi się nie przyśni – tylko ten jeden raz, wyjątkowo. Dlaczego? Nie wiem, nie rozumiem. Bóg wie, co robi.

Teraz z Maćkiem modlimy się do naszej Łucji i prosimy o opiekę, a Ona opiekuje się bratem. Dziękujemy Bogu za Jej życie. Teraz bardzo musimy się starać, abyśmy spotkali się z Nią kiedyś w niebie.

Z całym przekonaniem świadczę, iż:

W najtrudniejszych cierpieniach najgorsze, co człowiek może zrobić, to odwrócić się od Boga – obrazić się, przekląć go, znienawidzić, zamknąć się na Niego. Ze złości i buntu odwrócić się i odejść. Ostentacyjnie
i z premedytacją wyrzucić Jezusa za drzwi swojego życia.

Lepiej się z Bogiem pokłócić, niż Go odrzucać. Z Bogiem trzeba rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, zamęczać pytaniami jak dziecko rodzica. Prosić o mądrość, siłę, pokorę. Mamy problem z uznaniem, iż nasz rozum jest często za prymitywny na pojęcie zamysłów Bożych, a cierpienie jest TAJEMNICĄ.

Jestem osłem – nieciekawym, burym, wkurzającym swoją upartością wiary w Boga mimo wszystko.

Małgorzata Hryc

p.s. Polecam do wielokrotnego czytania i rozważania List Apostolski „Salvifici Doloris – o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia”.

« 1 2 »
TAGI: