Nasza odpowiedź na niemiecki serial musi być adekwatna. Popieram pomysł, by ZDF pokazała polski „Czas honoru”.
20.06.2013 13:17 GOSC.PL
Przyznam, że miałem wątpliwości, czy warto pokazywać w polskiej telewizji serial „Nasze matki, nasi ojcowie”. I nadal mam. Nie chodzi o to, że TVP uprawiała w ten sposób „antypolską propagandę”. Nie mam też wątpliwości, że media publiczne są po to, by ludzie mogli sobie wyrobić własne zdanie na każdy ważny temat. A skutki tego serialu daleko wykraczają poza sferę kultury. O co więc chodzi?
O to, że fabuła, zwłaszcza dobrze zrobiona, działa na widzów w sposób wyłączający racjonalność. Każdy z nas złapał się kiedyś pewnie na tym, że oglądając film trzyma kciuki za jakiegoś przestępcę, angażuje się emocjonalnie po stronie zła, tylko dlatego, że zostało przedstawione w sposób niezwykle sugestywny i wciągający. Także i tu, podświadomie, wielu widzów poczuło zapewne sympatię dla dzielnych i wrażliwych żołnierzy Wermachtu. Zwłaszcza, jeśli odbiór nie był wsparty elementarną choćby edukacją historyczną.
O tym, że tak było świadczą choćby komentarze internautów prezentowane na ekranie podczas wieczornej dyskusji ekspertów. Historycy i publicyści mówili swoje, a (niektórzy) widzowie swoje: apelowali o „więcej dystansu”, „mniej ego”, „zdanie sobie sprawy, że każdy naród ma swoich bohaterów i drani”. Słychać było w tych komentarzach echo pedagogiki wstydu sączonej od lat przez „Gazetę Wyborczą”, ale też działanie „najważniejszej ze sztuk” – jak mawiał towarzysz Lenin.
Dlatego z dyskusji toczonej w studio pozostała mi – jako najciekawsza – propozycja Piotra Semki, by niemiecka telewizja w ramach zrekompensowania nam strat poniesionych przez „Matki i ojców”, wyemitowała polski „Czas honoru”. A potem weźmy się wreszcie za serial o rotmistrzu Pileckim i filmową superprodukcję o Powstaniu Warszawskim. Na eksport. Nie słowa i argumenty, lecz barwne historie i porywająca fabuła mogą pomóc nam wygrać wojnę o pamięć. A ona trwa w najlepsze.
Piotr Legutko