- Cały problem polskiego himalaizmu ukazał się przy Broad Peaku. Nie można kompletować ekipy z grona turystów himalajskich. Żeby atakować ośmiotysięczniki w zimie kalendarzowej trzeba spędzić w górach wiele lat. I nie można zostawiać partnera. Bielecki i Małek mają to na sumieniu - powiedział serwisowi Off.sport.pl himalaista, TOPR-owiec i przewodnik górski Ryszard Gajewski.
Od tragicznych wydarzeń na Broad Peak minęły już ponad trzy miesiące. Dziś, gdy pierwsze emocje opadły, na to, co stało się 6 marca w Himalajach można spojrzeć z dystansu. Pracuje komisja, która bada wypadek. Przygotowywana jest wyprawa po ciała zmarłych tragicznie Maćka Berbeki i Tomasza Kowalskiego. I pojawiają się kolejne oceny wydarzeń. Jedną z nich wyraził w rozmowie z serwisem off.sport.pl Ryszard Gajewski, wybitny himalaista (m.in. pierwsze zimowe wejście na Manaslu, właśnie z Berbeką), TOPRowiec, przewodnik górski.
Gajewski ostro krytykuje dobór składu wyprawy na Broad Peak. Zdaniem TOPRowca poza Maćkiem Berbeką członkowie wyprawy mieli marne doświadczenie i nie mogli wykazać sie żadnymi szczególnie trudnymi technicznie przejściami:
- Przeglądałem wykazy przejść członków wyprawy. Są słabe. Oczywiście poza wykazem Maćka. Bielecki ma najlepszy, ale i tak to nie są mocne rzeczy. Trochę w Tatrach, trochę w Alpach. Połowa tych dróg to miejsca, gdzie ja, stary facet, chodzę z dobrymi klientami - mówi Gajewski.
Zakopiańczyk nie wierzy też w zepsute radio Adama Bieleckiego:
- Bielecki miał rozstrojone radio. Z Jurkiem Kukuczką w 1980 r., kiedy szliśmy nowa drogą na południowej ścianie Everestu, stosowaliśmy podobne zagrania. Kierownik Andrzej Zawada wołał nas przez radio, a my nie mieliśmy ochoty z nim rozmawiać, bo akurat walczyliśmy w ścianie na wysokości 8200 m, w dużych trudnościach. Wieczorem w namiocie tłumaczyliśmy: Andrzej radio się zepsuło, przestroiło, baterie siadły. Adam Bielecki mówił też, że wymiotował 12 razy. Lekarz, powiedział mi, że po tylu razach człowiek jest tak odwodniony, że może tylko leżeć.
Gajewski krytykuje też fakt pozostawienia słabszych kolegów przez Bieleckiego i Małka. Przywołuje przykłady z historii polskiego himalaizmu, kiedy wspinacze sprowadzali towarzyszy ze złamanymi nogami lub szukali ich kilka dni w burzy śnieżnej.
- Po ostatniej wyprawie mam maila od Karima, pakistańskiego uczestnika, który pisze o nieetycznym zachowaniu Bieleckiego. O Wielickim napisał pozytywnie. Dalszej korespondencji nie było. Ktoś widocznie zablokował Karima - podsumowuje Gajewski. Himalaista uważa też, że rola Wielickiego jako kierownika była symboliczna, a większość istotnych decyzji podejmował smsami i mailami Artur Hajzer.
Zakopiańczyk nie szczędzi słów krytyki pod adresem szefa Polskiego Himalaizmu Zimowego, choć sama idea programu mu się podoba. Na czym polega jego zdaniem problem z PHZ?
- Idea Polskiego Himalaizmu Zimowego jest słuszna, podoba mi się. Ale nie ma ludzi. Żeby ją zrealizować, trzeba zaczynać od podstaw. Nie można kompletować ekipy z grona turystów himalajskich, ewentualnie ze skiturowców - mówi Gajewski.
Pod koniec maja Ministerstwo Sportu i Turystyki wstrzymało finansowanie programu Polski Himalaizm Zimowy.
Cały wywiad przeczytasz w serwisie Off.sport.pl
Wojciech Teister /off.sport.pl