Miałem grubo ponad 100 km/h na prędkościomierzu

Pewnego dnia wracałem samochodem z Rzeszowa do Radomia.

Muszę tu zaznaczyć, że jeżdżę dość ostro i szybko. Na początku trasy mijałem fabrykę cegieł, potem miejscowość Cmolas, potem długa prosta i piękna droga po pagórkach i zawijasach, na końcu za zakrętem chyba stacja BP i miejsce, gdzie lubi stać czasem ITD. Przed tymi pięknymi pagórkami i zawijasami poczułem wielki niepokój, był dziwnie mocny i choć wtedy bardzo rzadko się modliłem, poczułem chęć modlitwy poprzez odmówienie „Zdrowaś Mario”. Miałem grubo ponad 100 km/h na prędkościomierzu, jechałem, nie zwiększając już tempa i tracąc powoli prędkość. Pusta droga. Kilkaset metrów przede mną z prawej strony wyjeżdża samochód, wjeżdża na swój przeciwległy pas i zatrzymuje się. Za nim zamierza to zrobić następny, ale obydwaj zatrzymują się. Mój pas wydaje się wolny i zdaje się, że ten drugi czeka, aby mnie przepuścić. Niepokój i wiara w to, że nie na darmo był mi on dany oraz zawierzenie się Matce Bożej w modlitwie kazało mi hamować mimo „wolnej” drogi.

Wyhamowałem. Samochody na skrzyżowaniu były spięte linką holowniczą. Oczami wyobraźni widzę, co mogłoby się stać, gdyby nie interwencja z Góry.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.

Dziękuję Ci Matko Przenajświętsza.

Wojtek (40 lat) z Radomia

« 1 »
TAGI: