Film obejrzeli już Niemcy, dzisiaj widzowie w Polsce, a wkrótce cały świat. Decyzja o emisji serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” w TVP 1, najbardziej oglądanym kanale telewizyjnym, wywołała falę oburzenia.
Teraz pozostali już tylko Niemcy, a nie naziści – słyszymy w rozgrywających się już po kapitulacji końcowych scenach miniserialu. Nie ma winnych wybuchu tej wojny ani dokonywanych w czasie jej trwania zbrodni. Nagle wszyscy stali się wyłącznie jej ofiarami. „Nasze matki, nasi ojcowie” nie jest pierwszym niemieckim filmem, który wraca do tematu II wojny światowej. Właściwie każdy – zarówno „Upadek”, „Stalingrad” czy „Heimat” i „Drezno” – wywoływał dyskusję o odpowiedzialności Niemiec jako kraju za wojnę i popełnione w jej trakcie zbrodnie. Nakręcony dla publicznej telewizji ZDF 3-odcinkowy miniserial również. Ale tym bardziej burzliwą, że podnosi problem odpowiedzialności Niemców w sferze indywidualnej. Akurat w tej sprawie przesłanie serialu jest jasne. Nikt z jego bohaterów, z wyjątkiem Żyda Jakuba, nie pozostał bez winy. Czy o tym, co się działo, uczestnicy tej wojny rozmawiali ze swoimi dziećmi? – zadają pytanie twórcy „Naszych matek, naszych ojców”. Chyba raczej milczeli. Do tej pory powstały tomy naukowych i popularnych opracowań dotyczących roli Hitlera, elity nazistowskiej i wyższych oficerów Wehrmachtu w historii III Rzeszy. Niewiele z nich, jak zauważa Roger Moorhouse w swojej kapitalnej książce „Stolica Hitlera”, porusza temat społecznej historii nazizmu czy codziennego życia przeciętnego mieszkańca ówczesnych Niemiec. Zarówno na zapleczu, jak i na froncie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz