Przy trzeciej zdrowaśce poczułam silne uderzenie w bok auta.
Moja wiara była kiedyś letnia, chociaż moi rodzice byli bardzo wierzący. Musiałam wiele doświadczyć, przecierpieć – choroba goniła chorobę – żeby przekonać się, że On istnieje i nie zapomina o nas. Ostry stan zapalny wątroby – było ze mną źle. Intensywne szpitalne leczenie. Dopiero drewniany, jerozolimski różaniec mi pomógł. Byłam bardzo słaba. Nie umiałam się wtedy modlić na różańcu, nauczyła mnie pacjentka z sali, a ja często przykładałam różaniec w okolicę wątroby. Choroba zaczęła się cofać – lekarz nie mógł uwierzyć, a różaniec (do dziś go mam) z jasnego drewna zrobił się prawie czarny, tylko krzyż został jasny.
Drugi przypadek: Prowadząc auto, nigdy wcześniej się nie modliłam, chociaż mam w nim medalik św. Krzysztofa. W ten dzień coś mi kazało odmawiać zdrowaśki. Przy trzeciej zdrowaśce poczułam silne uderzenie w bok auta – zahaczył o mnie potężny tir i obrócił mnie o 180 st. – uderzyłam w metalowe barierki. Auto zgniecione, ja żyję, chociaż było silne uderzenie w głowę – do dziś trochę pobolewa, ale przeżyłam. Uratowała mnie modlitwa i do dziś, kiedy jadę, zawsze się modlę – czuję się bezpieczniej. Potem znów choroba, długa rehabilitacja, częste modlitwy i komunie, po których zawsze byłam silniejsza. To moje cierpienie czemuś służy, wytrzymuję tylko dzięki modlitwom i komunii św.
Joanna