Po relacjach i komentarzach, jakie pojawiły się w związku z wywiadem udzielonym przez abp. Józefa Michalika dla „Rzeczpospolitej” (nr 124 z 29–30 maja), mogło powstać wrażenie, że Kościół zmienił zdanie w sprawie in vitro.
Niektóre media mówiły nawet o „przełomie”. Nic takiego się nie stało. Abp Michalik kolejny raz przedstawił niektóre racje, dla których Kościół zdecydowanie odrzuca próby sztucznego powoływania człowieka do życia. Powiedział m.in.: „Dziecko ma mieć zapewnioną naturalną miłość obojga rodziców, a jego poczęcie ma się dokonywać w sposób naturalny, a nie sztuczny. Dokonując zapłodnienia in vitro, człowiek narusza porządek naturalny i temu Kościół zawsze będzie się sprzeciwiał. Natura bowiem najlepiej chroni rodzaj ludzki”. Przy okazji powtórzył też rzecz zupełnie oczywistą, ale ciągle podnoszoną – jednoznacznie potwierdził, że Kościół nie potępia dzieci poczętych metodą in vitro. Jeżeli możemy mówić o jakiejś zmianie, to w odniesieniu do prawa stanowionego. Jak wiadomo, od początku III RP polski parlament nie jest w stanie uchwalić jakiegokolwiek prawa bioetycznego. A skoro tak, to właściwie wszystko wolno. Nikt dokładnie nie wie, co dzieje się w klinikach in vitro. Ile istnień ludzkich przechowywanych jest w pojemnikach z azotem? Jak długo są tam trzymane? Co dzieje się z nimi po kilku latach? Czy nie są sprzedawane za granicę, o czym niedawno mówił, wtedy jeszcze minister, Jarosław Gowin? A może są wylewane do ścieków. Nie tylko tego nie wiadomo, ale w świetle polskiego prawa, a raczej jego braku – jest to dopuszczalne. Abp Michalik zasugerował, że w takiej sytuacji lepiej przyjąć prawo nawet niedoskonałe, ale jakoś chroniące ludzkie istoty. Jeżeli nie potrafimy ochronić wszystkich, spróbujmy uratować przynajmniej niektórych – przekonuje przewodniczący episkopatu. Obecnie, gdy szefowie SLD i Ruchu Palikota prześcigają się w coraz bardziej skrajnych pomysłach, o prawo bioetyczne może być trudniej niż jeszcze parę lat temu. Jakie to pomysły? Choćby zamęt zrobiony przez Millera wokół słów kard. Dziwisza, że prawo Boże jest ważniejsze od prawa stanowionego i obowiązuje wszystkich. Metropolita krakowski nie powiedział nic nowego, przypomniał fundamentalną naukę Kościoła. Pan Miller w żaden sposób nie jest zmuszany do zgadzania się z tym poglądem, ale niech nie odbiera tego prawa innym. Jeśli ktoś chce kierować się prawem Bożym, niech to robi. Od razu dodajmy – oby takich ludzi było jak najwięcej. Ciekawe, jaki autorytet stoi za posłem Millerem? Przypuszczam, że ma w sobie tyle krytycyzmu, by nie polegać jedynie na swoim rozumie. Szef SLD może uważać, że prawo oparte tylko na mądrości jego oraz jego kolegów i koleżanek będzie lepsze od opartego również na mądrości Bożej, ale czy taka postawa nie trąci – delikatnie mówiąc – zarozumiałością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk