B. I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania jest już prawomocnie uniewinniony ws. stanu wojennego. W poniedziałek Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację IPN od wyroku uniewinniającego I instancji. 86-letni Kania czuje ulgę; IPN rozważy, czy składać kasację.
Troje sędziów SA nie znalazło żadnych podstaw, by uwzględnić wniosek IPN o ponowny proces Kani przed Sądem Okręgowym w Warszawie. SA podkreślił, że nie ma żadnych dowodów, by Kania chciał nielegalnie wprowadzić stan wojenny, a prokurator IPN nie wykazał jego winy. SA podkreślił, że stan wojenny wprowadzono nielegalnie (bo podczas sesji Sejmu Rada Państwa PRL, która wydała dekrety o stanie wojennym, nie miała w ogóle prawa do wydawania dekretów).
12 stycznia 2012 r. SO uznał, że stan wojenny nielegalnie wprowadziła tajna grupa przestępcza o charakterze zbrojnym pod wodzą gen. Wojciecha Jaruzelskiego w celu likwidacji NSZZ "Solidarność", zachowania ówczesnego ustroju komunistycznego oraz osobistych pozycji we władzach PRL. Uwzględniając wniosek IPN, SO wymierzył wtedy karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu b. szefowi MSW Czesławowi Kiszczakowi za udział w grupie przestępczej przygotowującej stan wojenny. Od takiego zarzutu uniewinniono zaś Kanię.
SO uznał, że w tym przypadku spełniono wszystkie znamiona "związku przestępczego", bo kodeks karny przewiduje sankcje dla każdego związku przestępczego "niezależnie od tego, czy się jest zwykłym obywatelem, czy wysokim funkcjonariuszem". SO wyłączył z tego grona Kanię, bo "opowiadał się za politycznym rozwiązaniem sytuacji w kraju, nie akceptował rozwiązań siłowych".
W zeszły poniedziałek SA zgodził się z wnioskiem obrońcy Kiszczaka, aby z powodu jego złego zdrowia zawiesić wobec niego postępowanie apelacyjne (IPN był przeciw).
IPN uzasadniał swą apelację ws. Kani tym, że jako I sekretarz podpisał w marcu 1981 r. dwa dokumenty przygotowujące stan wojenny. Dodał, że jego kariera nie uległa załamaniu po odejściu w październiku 1981 r. z funkcji I sekretarza . "Mój klient nie brał udziału w zorganizowanej grupie zbrojnej; same podpisy o tym nie świadczą, a te dwa dokumenty nie on opracował" - mówił mec. Andrzej Peterek.
"Mimo negatywnych ocen stanu wojennego, to jednak nie można przenosić stwierdzenia o nielegalności tego stanu na uznanie, iż odpowiedzialność karna jest związana z samym pełnieniem określonej funkcji. Odpowiedzialność ta opiera się bowiem na zasadzie indywidualizacji" - mówił, uzasadniając orzeczenie, sędzia SA Zbigniew Kapiński.
Sędzia dodał, że niezależnie od wagi tej sprawy, charakteru podniesionych w niej zarzutów i funkcji oskarżonego, sąd musi orzekać „jak w każdej innej sprawie respektując podstawowe zasady prawa karnego, w tym zasadę domniemania niewinności”. „Mimo wagi aspektu politycznego i historycznego sprawy, sąd interesuje wyłącznie aspekt prawny” - dodał. Podkreślił, że SA badał sprawę tylko w granicach zaskarżenia.
SA uznał, że ocena dowodów dokonana wobec Kani przez SO była zgodna z zasadami prawa, a prokurator IPN w apelacji nie wykazał konkretnych uchybień, jakich w sprawie Kani miała dopuścić się I instancja.
Sędzia dodał, że dokumenty, akceptowane w marcu 1981 r. przez Kanię, dopuszczały wprowadzenie stanu wojennego. Zaznaczył jednak, że nie znaczy to jeszcze, że oznaczały one wprowadzenie stanu wojennego w konkretnym momencie i w sposób nielegalny. Sąd przywołał zaznania b. wiceszefa MON gen. Tadeusza Tuczapskiego (zmarł w trakcie procesu jako oskarżony), że prace nad modyfikacją tych dokumentów trwały do samego momentu wprowadzenia stanu wojennego, już po odejściu Kani z funkcji I sekretarza.
SA odniósł się do kwalifikacji prawnej zarzutu IPN wobec Kani: działania wspólnie z innymi w zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym (ten przepis dotychczas stosowano wobec gangów). „Brak jest argumentów, że tego rodzaju zarzut wobec Kani jest zasadny. Odwołać się w tym zakresie należy m.in. do orzecznictwa SN, które podaje w wątpliwości taką konstrukcję prawną, jaka zaistniała w tej sprawie. Z poglądów doktryny wynika, że w obecnym stanie prawnym nie podlega penalizacji udział w zorganizowanej grupie lub związku, którego członkowie przygotowują popełnienie tylko jednego przestępstwa, nawet jeśli jego ciężar gatunkowy mógłby być znaczny, np. zbrodnia zamachu stanu” - powiedział sędzia.
"Analizując apelację, stwierdzić należy, że taki sposób jej redakcji nie jest fachowy i budzi zastrzeżenia. Sąd apelacyjny oczywiście nie jest od tego, żeby udzielać wskazówek i porad co do sposobu konstrukcji środków odwoławczych, ale stwierdzić należy jednocześnie, że od fachowego podmiotu, jakim jest prokurator należy oczekiwać, że wniesiony środek odwoławczy będzie respektował zasady sztuki prawniczej” - mówił Kapiński. Zarzuty IPN z apelacji uznał za "całkowicie gołosłowne".
Prok. IPN Bogusław Czerwiński powiedział dziennikarzom, że "sąd nie miał woli" uchylenia wyroku SO. Dodał, że zarzuty SA wobec sposobu konstrukcji apelacji IPN nie są zasadne, a sąd gdyby miał wolę uchylenia wyroku, to na podstawie tej apelacji mógłby to uczynić. Zapowiedział, że będzie rozważana ewentualna kasacja do Sądu Najwyższego (by kasacja była skuteczna, trzeba w niej wykazać naruszenie prawa przez sądy orzekające w danej sprawie).
Według prokuratora "koncepcja, którą sąd w dniu dzisiejszym krytykował, związku przestępczego o charakterze zbrojnym, przez inne składy orzekające została uznana". Dopytywany wobec kogo wyroki ma na myśli, wyjaśnił że mówi o prawomocnym uznaniu winy dwojga członków Rady Państwa Emila Kołodzieja i Eugenii Kempary. Ich sprawy sądy umorzyły z powodu przedawnienia, ale przy uznaniu zarzutów IPN - przekroczenia ich uprawnień przez głosowanie za dekretami o stanie wojennym podczas sesji Sejmu (nie mieli formalnie zarzutów o udział w związku przestępczym).
Kania powiedział po wyroku SA, że czuje ogromną ulgę, choć wyrok nie jest dla niego niespodzianką, bo "zna swoje postępowanie". Ocenił, że oskarżenie go przez IPN było od początku bezpodstawne, a brało się ono nie z niewiedzy IPN, ale z "działań mimo faktów i dowodów". "Nie byłem twórcą stanu wojennego, ale przygotowania odbywały się za moją wiedzą i zgodą" - oświadczył. Dodał zarazem, że jako I sekretarz KC był przeciwny wprowadzeniu stanu wojennego "ze zwykłego rozsądku, jakie mogą być tego następstwa".
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN z Katowic oskarżył dziewięć osób - członków władz przygotowujących stan wojenny oraz Rady Państwa PRL, która formalnie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. wprowadziła stan wojenny i wydała odpowiednie dekrety. Proces ruszył w 2008 r.; kilku podsądnych zmarło; sprawy innych wyłączano wobec złego zdrowia. Sprawę 89-letniego Jaruzelskiego sąd zawiesił w 2011 r. z powodu jego złego stanu zdrowia. Jeśli jego stan się nie polepszy, nigdy nie stanie już przed sądem za kierowanie tą grupą przestępczą (za co grozi kara do 10 lat więzienia) i podżeganie członków Rady Państwa do przekroczenia ich uprawnień.
SO ustalił, że grupa przestępcza działała w tajnym porozumieniu co najmniej od marca 1981 r. w celu rozwiązania ówczesnego kryzysu politycznego przez wprowadzenie nielegalnego stanu wojennego i likwidację NSZZ "Solidarność". Według sądu postanowili oni prowadzić prace nad tym w tajemnicy, by wykorzystać "element zaskoczenia" i zakładając wprowadzenie stanu wojennego na mocy dekretów Rady Państwa. SO nie podzielił opinii oskarżonych, by działali w tzw. stanie wyższej konieczności wobec rzekomej groźby interwencji wojsk Układu Warszawskiego. Zdaniem SO "argument o zagrożeniu interwencją wojsk Układu Warszawskiego jest używany instrumentalnie ex-post dla uzasadnienia wprowadzenia stanu wojennego".
W 1992 r. Sejm przyjął uchwałę, że stan wojenny był nielegalny. W 1996 r. Sejm, głosami ówczesnej koalicji SLD-PSL, nie zgodził się, by Jaruzelski, Kiszczak i inni autorzy stanu wojennego odpowiadali przed Trybunałem Stanu. W 2011 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że dekrety o stanie wojennym przyjęto niezgodnie nawet z prawem PRL.