O dramatycznej akcji na lotnisku Vaclava Havla pod Pragą z początku maja poinformował w poniedziałek dziennik "Lidove Noviny". Ministrowie rządu premiera Petra Neczasa na próżno usiłowali tam zapobiec ekstradycji rosyjskiego biznesmena do Moskwy.
Obsługa naziemna lotniska zablokowała nawet rosyjski samolot używając cysterny z paliwem, ale wojnę nerwów o ekstradycję przedsiębiorcy wygrały rosyjskie służby bezpieczeństwa - piszą "Lidove Nowiny" w wydaniu internetowym.
Główna postać tamtych wydarzeń to 53-letni Aleksiej Torubarow, właściciel kilkunastu restauracji w Wołgogradzie, który naraził się tamtejszym władzom. W 2011 roku Torubarow uciekł do Wiednia i wystąpił o azyl polityczny. Austriackim władzom powiedział, że rosyjska mafia, która opłacała prokuratorów, służby bezpieczeństwa i władze miejskie Wołgogradu, zagroziła mu śmiercią.
W związku z tym, że Torubarow został oskarżony w Rosji o sprzeniewierzenie majątku i rozesłano za nim listy gończe, Austriacy zatrzymali podejrzanego do wyjaśnienia sprawy, ale nie wydali go Rosjanom. Podejrzenia Torubarowa dotyczące własnego bezpieczeństwa okazały się przy tym słuszne - w obozie dla azylantów cudem uniknął śmierci, kiedy zaatakowano go nożem.
W 2012 roku Austria odesłała biznesmena do Pragi, ponieważ miał czeską wizę pobytową. W stolicy Czech mieszkała bowiem jego żona i starszy syn.
Czesi zatrzymali Torubarowa i przez kilka miesięcy trzymali w areszcie, choć mężczyzna wystąpił o azyl polityczny. Jego rodzina toczyła równocześnie walkę z czeską prokuraturą, wynajmując najlepszych adwokatów, by nie dopuścić do ekstradycji Torubarowa do Rosji. Jednak w kwietniu bieżącego roku minister sprawiedliwości Pavel Blażek uznał, że Torubarow może w Rosji liczyć na uczciwy proces i mimo dramatycznych apeli organizacji obywatelskich, m.in. czeskiego oddziału Amnesty International, podpisał decyzję o ekstradycji.
2 maja wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu pięciu członków gabinetu premiera Neczasa - szef dyplomacji Karel Schwarzenberg, szef MSW Jan Kubice, minister przemysłu Martin Kuba, minister transportu Zbynek Stajnura i minister finansów Miroslav Kalousek - zablokowało decyzję o ekstradycji. Jednak Torubarow był już na pokładzie maszyny Aerofłotu, przygotowującej się do startu z lotniska Havla do Moskwy. Wtedy minister spraw wewnętrznych polecił szefowi policji Martinovi Czerviczkovi, aby nie dopuścił do startu rosyjskiej maszyny.
Była godz. 11.30, kiedy rozkaz szefa MSW dotarł na lotnisko. Samolot z Torubarowem kołował na pas startowy. Minister transportu, któremu podlega obsługa naziemna i ruch na lotnisku, podjął desperacką decyzję i nakazał personelowi lotniska zablokować kołującą maszynę Aerofłotu cysterną z benzyną. Jednocześnie polecił wieży kontrolnej, by nie wydawała zgody na start rosyjskiego samolotu. Póki Torubarow znajdował się na terytorium Czech, podlegał czeskiej jurysdykcji.
Rosjanie nie ustąpili. Otoczeni przez policję uznali, że decyzja komendanta policji im nie wystarczy i zażądali doręczenia oficjalnego anulowania ekstradycji. Następnie rosyjscy policjanci, którzy przylecieli, by eskortować Torubarowa, wyciągnęli broń.
W wojnie nerwów zwyciężyli Rosjanie. Minister spraw zagranicznych Karel Schwarzenberg podjął polityczną decyzję, by zezwolić na start samolotu z Torubarowem na pokładzie. Od tego czasu po rosyjskim przedsiębiorcy wszelki ślad zaginął.
"Czeskim policjantom zabrakło odwagi i zdecydowania" - opisuje sytuację jeden z naocznych świadków wydarzenia. "Gdyby wykazali taką determinację jak personel lotniska, wyciągnęliby Torubarowa z samolotu. Zapewne obawiano się strzelaniny na płycie lotniska" - sugeruje dziennik "Lidove Noviny".
"Nigdy nie doszłoby do tego dramatu, gdyby minister sprawiedliwości nie zgodził się na ekstradycję Turobarowa" - twierdzi praski adwokat rosyjskiego przedsiębiorcy Milan Hulik. Jego zdaniem minister naruszył umowy międzynarodowe, wydając decyzję o ekstradycji Torubarowa przed zakończeniem rozpatrywania wniosku o udzielenie mu azylu politycznego i naraził w ten sposób władze czeskie na międzynarodową kompromitację.
Jakub Pastuszek z wydziału ekstradycji ministerstwa sprawiedliwości powiedział jednak lakonicznie dziennikowi "Lidove Noviny', że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, po czym odłożył słuchawkę.