List Gowina – pięknie nieskuteczny

Gdyby bezpośrednie wybory szefa PO mogły coś zmienić, byłyby nadal zakazane.

Jarosław Gowin wysłał list do wszystkich członków Platformy Obywatelskiej, w którym wzywa do powrotu do pierwotnych wartości tej partii. Krytykuje PO za to, że za rządów Tuska wybrała ideologię „ciepłej wody w kranie” i zrezygnowała z reformowania państwa. Ponadto godząc się na infiltrację przez środowiska skrajnie lewicowe światopoglądowo przestaje być stronnictwem „zdrowego rozsądku w sferze wartości”.

List Gowina to miód na serce każdego konserwatywnego liberała, czy republikanina. Niestety, objawy tego, o czym pisze były minister sprawiedliwości, były widoczne już dawno. PO zrezygnowała ze swoich sztandarowych postulatów, takich jak obniżki podatków czy walka z rozdętą biurokracją lata temu. Sam krakowski polityk przyznaje, że zamiast obniżać daniny publiczne „podwyższyliśmy VAT, podwyższyliśmy akcyzę, zamroziliśmy progi PIT, podnieśliśmy też składkę rentową”. PO jeszcze w ubiegłej kadencji narzuciła swoim posłom dyscyplinę klubową przeciwko obronie życia. Wręcz można powiedzieć, że bliższe Deklaracji Ideowej PO jest współrządzące z nią Polskie Stronnictwo Ludowe, którego posłowie głosują w zdecydowanej większości za życiem i rodziną, a były już minister gospodarki Waldemar Pawlak (abstrahując od wielu błędów, które popełnił) starał się ją deregulować i walczył z ministrem Rostowskim (posłem PO) o zmianę kuriozalnych przepisów dotyczących rozliczania VAT. Wśród ministrów wywodzących się z PO konserwatywno-liberalnym rodzynkiem był właśnie Jarosław Gowin: jednak przestał nim być, bo dla Donalda Tuska ważniejsze, niż realizacja otwarcia zawodów (dla której to Gowina do rządu powołał) była obawa przed pytaniami dziennikarzy „Gazety Wyborczej”.

Nie będę bawił się we wróżkę-politologa, których mrowie codziennie mądrzy się w TV, mimo iż większy dostęp mają do kawowych fusów, niż partyjnych ośrodków decyzyjnych, przez co ich analizy trudno traktować poważniej, niż stwierdzenie „będzie tak, albo siak”. Nie wiem po co Jarosław Gowin wysłał list, który natychmiast wyciekł do mediów – czy realnie walczy o władzę w PO, chce przemówić do sumień swoich partyjnych kolegów, czy jest to początek budowania wokół siebie środowiska, które w przyszłości miałoby stanowić trzon nowego ugrupowania. Wiem natomiast, że gdyby Donald Tusk realnie brał pod uwagę możliwość wygrania zbliżających się wyborów na szefa PO przez Gowina, Grzegorza Schetynę, lub kogokolwiek innego, niż siebie samego (bądź namaszczonego przez siebie następcę), to by nie zaproponował zmiany sposobu wyłaniania lidera.

Wolna elekcja przewodniczącego przez wszystkich członków partii będzie taką samą medialną szopką, jak wewnątrzpartyjne prawybory prezydenckie, w których uczestniczyli Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Tym razem celem jest ostateczne uciszenie wewnątrzpartyjnej opozycji (czytaj: platformianych konserwatystów). Przez najbliższe dwa miesiące spory między Gowinem a Tuskiem, Niesiołowskim a Żalkiem o to, w jakim kierunku ma iść Platforma zaspokoją zainteresowanie mediów „wewnątrzpartyjną debatą”. A gdy te zajmą się czymś dla nich ciekawszym, np. kolorem nowej sukienki Anny Grodzkiej, Tusk wygra wybory i swoim przeciwnikom każe zamilknąć. Wódz jest jeden. I tak pozostanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Stefan Sękowski