Tak przemienia mnie Pan Bóg...ciągle napotykający na przeszkody z mojej strony!
Do niedawna opierałam swoją wiarę i relację z Bogiem na sobie - ja w Ciebie wierzę, ja wiem, że mnie kochasz, ja jakoś wszystko ogarnę, żeby było coraz lepiej.....dam radę za całą rodzinę...
Tylko modlitwa jakoś nigdy się nie kleiła.... Msza Św. - owszem, obowiązkowo, to nic, że policzone wszystkie kwiaty na ołtarzu..... Z nudów?
Nagle choroba i okazuje się, że to On wie lepiej, czy potrafię sama się ogarnąć i pokazuje, że dotychczasowa modlitwa to jakiś rodzaj samorealizacji i wypełnienia obowiązku!
Kieruje mnie na rekolekcje ignacjańskie. Tam, od pierwszego dnia szybki kurs pokory, aż w końcu po raz pierwszy otwieram swoje serce, które jest malutkie, ufne i szczęśliwe jak dziecko w obecności Wszechmocnego i Kochającego Ojca.
Pismo Święte staje się ulubioną lekturą, nie „tureckim kazaniem”, a próba wzięcia wszystkiego „na rozum” już nie taka pierwszoplanowa.
Później szczere rozmowy z przyjaciółmi i znajomymi potwierdzają ludzki głód Boga i Jego bliskości. Więc nie jestem odosobniona? To nie świrowanie z powodu chwilowej niedyspozycji? Powoli zaczynamy zmieniać tematy naszych dialogów, okazuje się, że wiara jest tematem numer 1 na imprezach! Czasem czerwona lampka w głowie: „czy nie przesadzam?”. Powiedzą, że nawiedzona...A niech mówią! Nie ma to jak być nawiedzoną przez Chrystusa - śmieje się koleżanka, z którą „przez przypadek” odnawiam kontakt po wielu latach.....
No właśnie, te „przypadkowe” spotkania ludzi, którzy nieustannie pogłębiają wiarę mojej rodziny... Przecież to nie ja, ale On tym steruje! Trzeba tylko Mu zawierzyć. On dodaje odwagi, kieruje wzrok ku górze i powoli przenosi zaimek „ja” na dalsze miejsce listy...
Ciągle jestem na początku drogi, wciąż czuję, że daję z siebie za mało, upadam, ale powstania są bardzo radosne i pełne nadziei.
Może na zewnątrz nie widać szczególnych zmian, ale stan mojego serca jest zupełnie inny niż kiedyś! Jest wypełnione Bożą Miłością, Duch Święty podsuwa mi dobre myśli i uczucia.
Już nie czekam niecierpliwie na nawrócenie dorosłych dzieci, na natychmiastowy znak, ale mam wiarę i nadzieję, że On naprostuje ich ścieżki - w końcu każda droga, która prowadzi do Boga jest dobra, nawet jeśli jest kręta i wyboista.
Modlę się o to, aby ta wielka łaska wiary, którą obdarzył mnie Pan, była przy mnie w chwilach trudniejszych. Żebym nie zwątpiła i nie zdradziła Jego pięknej Miłości.
Chwała Panu!
Joanna