Ministerstwo „w szkle”

W Sejmie stoczona została kolejna bitwa o in vitro. Minister zdrowia poległ w pierwszych minutach, bo nie znał odpowiedzi na podstawowe pytania...

Po burzy w Sejmie posypała się lawina depesz agencyjnych: minister Arłukowicz nie odpowiedział na sporo postawionych przez posłów pytań dotyczących „Programu leczenia niepłodności metodą pozaustrojowego zapłodnienia” i dofinansowywania zabiegów in vitro. Są dwie możliwości: albo z premedytacją unikał odpowiedzi (program więc musi mieć drugie dno lub jest jedynie próbą politycznego manewru), albo po prostu minister musi się… doszkolić. Szkopuł w tym, że program już podpisał. W ciemno?

A pytań było multum: o sam program, o jego budżet, o bezpieczeństwo zarodków, ich mrożenie. Pytano, jak się ma wydanie na in vitro 250 mln zł z budżetu państwa w sytuacji, kiedy brak środków na leczenie onkologiczne czy na terapię ciężko chorych pacjentów. Tylko w tym roku brakuje 200 mln zł na koszyk świadczeń gwarantowanych! I nic – minister milczał albo atakował. Nie udzielił też odpowiedzi na pytanie o brak ustawy bioetycznej czy na inne stricte medyczne wątpliwości, dotyczące programu.

Mnie to nie dziwi. Już. Przed miesiącem, kiedy pisałam tekst dla GN, o tymże właśnie programie, zwróciłam się do Ministerstwa Zdrowia z kilkoma pytaniami. Łatwo przecież bez głosu przeciwnika opluć program, szczególnie jeśli jest w sprzeczności z moją etyczną i moralną optyką. Zwróciłam się więc do ministra Igora Radziewicza-Winnickiego, szefa komisji powołanej przez ministra Arłukowicza ds. realizacji programu finansowania in vitro. Pan minister z oporami, ale najpierw przystał na rozmowę. Jednak o wyznaczonej na nią porze telefonu nie odbierał. Nie reagował na smsy. Zadzwoniłam więc do rzecznika MZ. Ten o sprawie doskonale wiedział: „Pan minister jest zajęty i oddelegował mnie. Proszę wysłać pytania”. Wysłałam. Po pół godzinie oddzwonił: „Pani redaktor, te pytania są za trudne. Potrzebujemy czasu. Poza tym mamy mnóstwo innej pracy”. Dowiedziałam się, że pytania trafią do departamentu zdrowia i do 5 dni uzyskam odpowiedź. Ale po 3 dniach znowu zadzwonił telefon. „Pani redaktor, nad pytaniami musi pracować sztab ludzi. Potrzebujemy więcej czasu. Pytania są zbyt skomplikowane”. Minął miesiąc. I cisza.

Przypuszczam więc, że w ministerstwie nadal głowią się nad moimi pytaniami. Niektóre są naprawdę żenująco podstawowe, jeśli nie oczywiste, przy tego typu programie. Wydawałoby się, że jeśli ktoś składa swój podpis pod programem zdrowotnym (i to takiej wagi, bo chodzi o powstawania ludzkiego życia!), jeśli ktoś jest mianowany do kierowania komisją ds. realizacji programu, to program przeczytał. I zna się na rzeczy….

Od miesięcy ministerstwo jest atakowane przez konstytucjonalistów i media za sprowadzenie kwestii in vitro do rangi programu i za lekceważenie braku ustawodawstwa bioetycznego. Program Arłukowicza łamie dyrektywy unijne, szczególnie tzw. dyrektywę tkankową. Jest najgorszym rozwiązaniem w Europie. A minister nie odpowiada na pytanie, czemu w ewidentnej sprzeczności z prawem go podpisał?! Czemu firmuje nazwiskiem program, który nie zapewnia żadnej ochrony zdrowia i życia?!  

Premedytacja, czy brak kompetencji?   

Przypomina mi się kilka zdań Ryszarda Kapuścińskiego. Ostrych, ale uderzających w sedno sytuacji. Jeśli niegdyś „w sowieckiej prasie pojawił się krytyczny artykuł, ktoś kończył w łagrze. (…) A „na przykład w polskiej prasie pisze się, że minister jest kłamcą i nic się nie dzieje, minister nie zostaje zdymisjonowany, dalej robi to, co uważa za stosowne”. Dodam: dalej popisuje się niekompetencją, kpi sobie ze społeczeństwa. Czy musimy się na to godzić?

A na koniec załączam pytania jakie wysłałam do MZ. Zachodzę w  głowę, jak ktoś, kto podpisał tak ważny program i ktoś, kto ma decydować o jego realizacji, nie potrafi znaleźć na nie odpowiedzi:

1. UE nałożyła na Polskę ultimatum, nakazując wdrożenie ustawy regulującej kwestie bioetyczne. Co jeśli KE sprawę przekaże do Trybunału Sprawiedliwości? "Program - Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego" łamie unijne dyrektywy tkankowe, nie zapewnia żadnej ochrony ludzkim embrionom. Czemu zatem Minister Zdrowia zdecydował się podpisać program, a nie poczekać na ustawę?

2. W programie czytamy, że "skuteczność i bezpieczeństwo zapłodnienia pozaustrojowego zostały potwierdzone w wielu badaniach". Na jakie badania powołuje się Ministerstwo? Wg danych samego ESHRE, czy publikacji w „Human Reproduction” czy też w polskim ARTNewsletterze wynika, że nawet środowisko, wykonujące in vitro nie jest przekonane co do bezpieczeństwa zapłodnienie pozaustrojowego. In vitro jest obarczone ryzykiem zdrowotnym dla kobiety (sama stymulacja hormonalna niesie ryzyko zespołu hiperstymulacji, a w jej konsekwencji nawet śmierci pacjentki, ryzyko ciąż wielopłodowych jest wysokie) i dziecka (według genetyków, in vitro generuje wady genetyczne).

3. Ministerstwo będzie refundować trzy próby in vitro u par (kobiet) do 40. roku życia. Kobiety po 35 r. musiałyby przejść od 4 do 5 takich prób, by dały efekt w postaci urodzonego dziecka. Skuteczność więc drastycznie zmaleje…

5. Skąd liczba 15 tys. par? Tych ze zdiagnozowaną niepłodnością (szczególnie idiopatyczną!) może być znacznie więcej. Jak będą wybierane? I czemu endometrioza została zaliczona do przypadków, gdzie wkracza program in vitro –można ją chirurgicznie wyleczyć, co robią naprotechnolodzy.

6. Minister Arłukowicz powołał radę do realizacji programu.  Co w gronie fachowców z dziedziny zdrowia robią przedstawiciele Fundacji „Nasz Bocian” oraz filozofowie: prof. Hartman czy Łuków? W jaki sposób mogą być przydatni w komisji, nadzorującej wybór kliniki in vitro, decydującej o refundacji zabiegów, o finansach, zajmującej się ściśle medycznymi procedurami? Jeśli nawet obecność bioetyków ministerstwo może uzasadnić, to dlaczego w gronie tym nie ma kogoś, kto byłby przeciwwagą, ograniczałby negatywne skutki tego programu?

7. Na jakiej podstawie wyliczano koszta procedur i czemu akurat te, a nie inne (transfer, hodowla, samo zapłodnienie - czyli budzące najwięcej etycznych kontrowersji) będą refundowane?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Joanna Bątkiewicz-Brożek