Powiedział: "Módl się o dobrego męża"

Byłam zdziwiona tą propozycją, bo do tej pory nie miałam jeszcze chłopaka i byłam jeszcze za młoda, aby myśleć już o małżeństwie.

W moim życiu wydarzyły się 2 cuda: spotkanie mojego obecnego męża oraz brak symptomów wodogłowia u naszego synka, mimo powiększonych komór mózgowych.

Zaczęło się chyba od tego, gdy w wieku ok. 19 lat poszłam do spowiedzi, aby przygotować się do bycia świadkiem na bierzmowaniu mojego młodszego brata. Spowiadał mnie pewien starszy ksiądz, którego nie znałam, bo nie był to mój kościół parafialny. Na koniec powiedział mi pewną rzecz bez związku z moją spowiedzią, abym modliła się do Serca Pana Jezusa o dobrego męża i odprawiła 9 pierwszych piątków miesiąca w tej intencji.

Nie była to dla mnie jakaś realna wizja, raczej byłam zdziwiona tą propozycją, bo do tej pory nie miałam jeszcze chłopaka i byłam jeszcze za młoda, aby myśleć już o małżeństwie. W każdym razie odprawiłam 18 pierwszych piątków.

Po ok. trzech latach od tej spowiedzi, po dwóch zawodach miłosnych, mama podsunęła mi adres strony internetowej www.przeznaczeni.pl, który znalazła w gazecie katolickiej. Mimo, że się wstydziłam, weszłam tam i napisałam do kilku chłopaków, którzy mi się spodobali. Zrobiłam wcześniej nawet listę, do kogo napisałam i jednego chłopaka podkreśliłam na niej dwa razy, bo był z mojego miasta. I to właśnie on odpisał mi po tygodniu życzliwą wiadomość, potem wymieniliśmy kilka maili, kilka dni na gg i oboje chcieliśmy się szybko spotkać, aby poznać się nie tylko wirtualnie. Po kilku randkach zaczęliśmy ze sobą chodzić i licząc od tamtego momentu po 10 miesiącach wzięliśmy ślub (bynajmniej nie dlatego, że byłam w ciąży - jak wszyscy zaczęli myśleć - ale z miłości). Byliśmy wtedy jeszcze oboje na studiach. Po 3 latach urodził się nam synek, a po kolejnych niecałych trzech spodziewamy się córeczki, która ma się urodzić w czerwcu.

Nasza więź od początku była bardzo silna, a to, że chcemy się szybko pobrać, było oczywistością dla obojga z nas. Jesteśmy z mężem bardzo dobraną parą i to nie ze względu na wspólne zainteresowania, ale bardziej ze względu na charakter, te same przekonania i wartości. Jesteśmy dla siebie nawzajem oparciem i radością. Przeżywamy również trudne chwile, jak wszyscy, czasem się kłócimy, ale przebaczenie i zgoda zawsze szybko przychodzą. Teraz sprzeczamy się dużo mniej niż na początku małżeństwa, kiedy docieraliśmy się najwięcej.

Od początku czułam, że to Bóg zbliżył nas do siebie, bo ja o to wszystko nie zabiegałam, stało się to samo. Ja miałam inne marzenia. Wcześniej, bezpośrednio przed tym, jak poznałam męża, przez długi czas myśli zaprzątał mi pewien chłopak, byłam platonicznie zakochana. Prosiłam Boga, żeby nas do siebie zbliżył, jednak Bóg miał inne plany, jak się potem okazało. Ja chciałam jednego, a on zrobił to, co dla mnie dobre. Wtedy jednak nie rozumiałam, dlaczego jestem nieszczęśliwa. Dzięki tym 2 latom samotności i stanom prawie pod-depresyjnym, zaczęłam modlić się na różańcu, mimo że wtedy była to dla mnie bardzo uciążliwa modlitwa. Mimo tego starałam się modlić często. Modlę się różańcem od tamtej chwili regularnie, od kilku lat codziennie i moja modlitwa dojrzała, a ja znalazłam jej owoce. Przede wszystkim zmieniła mnie ona wewnętrznie. Niektóre moje wady zaczęły zanikać - stałam się po długim czasie spokojniejsza wewnętrznie, odważniejsza, nie narzekająca, dużo mniej leniwa i poukładana. Zaczęłam rozwijać się duchowo głównie poprzez lekturę katolickich książek i gazet, i stało się to dla mnie pasją, inne pasje z czasem stały się mniej istotne. W tej chwili próbuję zgłębiać Nowy Testament.

I jeszcze jedno doświadczenie wiary z dzieciństwa. W okolicach mojej I Komunii Świętej wspominam pewien słoneczny dzień, kiedy wracałam z kościoła z rodziną. Natchnęła mnie pewna myśl. Rodzice nauczyli mnie wiary i ja nie wątpiłam, ale poczułam, że nie za bardzo kocham Pana Boga i traktuję Go jako obowiązek. W tym momencie postanowiłam, że będę Go bardziej kochać i że zaangażuję się sercem i rozumem w uczestniczenie w Mszy Świętej, które było do tej pory uciążliwe, jak dla każdego chyba dziecka. Podjęłam po prostu świadomą decyzję przynależności do Kościoła, wspominam to jako moment przełomowy.

Ja zawsze wierzyłam bardzo w duchową sferę życia i wiem, że wiele myśli pochodzi od naszego Anioła Stróża, który podpowiada, co należy robić. Każdy człowiek ma taką zdolność słyszenia różnych myśli, jedne są nasze, inne to podszepty szatana a inne to myśli natchnione od Boga i nie powinniśmy tych ostatnich zagłuszać, tylko być im posłusznym, bo służą one naszemu dobru. I zawsze trzeba ufać, że Pan Bóg nas nie zostawi samych, bo każdego z nas kocha.

Pozdrawiam!
Magda

« 1 »