Pyk. W jednej chwili wszystko wskakuje na właściwe miejsce.
Było to w 2005 roku. Parę miesięcy wcześniej odszedł Jan Paweł II. Kościół na warszawskiej Woli. Dzień powszedni, "zwykła" Msza, ledwie kilkunastu wiernych.
Trzydzieści pięć lat temu zostałem ochrzczony. Teraz miałem 36 lat i przystępowałem do Pierwszej Komunii. Szczerze mówiąc czułem się trochę jak kosmita. Czy się nie wygłupiam. Czy jestem godzien.
„Ciało Chrystusa”. Moje niepewne „amen”. I potem w głowie nagła myśl, jasny komunikat, oczywisty i przemożny, wiedza – nie moja. Poczucie obecności: Bóg jest w kościele. Tym, konkretnym, przez małe „k”. Że to nie jakiś tam
przypadkowy budynek z dwiema deskami na krzyż na szczycie, gdzie odbywają się jakieś umowne, symboliczne rytuały.
Bóg JEST w kościele.
Pyk. W jednej chwili wszystko wskakuje na właściwe miejsce.
Wielki spokój.
Tomasz Titkow