W szóstym roku trwania we wspólnocie Bóg pozwolił mi prosić mojego męża o wybaczenie.
Z czasów dzieciństwa przypominam sobie swoje zaangażowanie modlitewne w okolicach Pierwszej Komunii, które w późniejszych latach, niestety, znikło. Na studiach większą wagę przykładałam do zdobycia wykształcenia, które miało mi zapewnić utrzymanie. Praca zawodowa była satysfakcjonująca, ale ja czułam wewnątrz siebie pustkę. Spowiedź z całego życia dodała mi skrzydeł i uświadomiła mi, że zawsze chciałam mieć rodzinę. Zaangażowałam się w Ruch Światło-Życie i wyszłam za mąż. Trudności w zaakceptowaniu męża i jego sposobu życia, zmiana pracy na trudną pracę nauczycielską spowodowały, że zdecydowałam się na rozwód. Pamiętam, że na pierwszej rozprawie powiedziałam, że męża nadal kocham, ale chcę, by mnie traktował z szacunkiem i podjął leczenie. Nic takiego się nie stało.
Kolejne lata żyłam samotnie, nie utrzymywałam kontaktu z mężem. Mijały lata, a ja znalazłam się w grupie Neokatechumenalnej w Kościele i uczyłam się akceptowania drugiego człowieka, w którym jest obecny Chrystus. W szóstym roku trwania we wspólnocie Bóg pozwolił mi prosić mojego męża o wybaczenie. Osobno spędziliśmy 19 lat, a jednak moje ukorzenie się zostało przyjęte przez męża ze zdziwieniem, ale także z radością. Od tej pory słucham uważnie tego, co ma mi do powiedzenia, pomagam mu w kłopotach z brakiem pracy i zdrowotnych. Nie wiem, co Bóg dla nas planuje, w każdym razie mąż towarzyszy mi teraz we Wspólnocie, słucha Słowa Bożego i znajduje dla siebie wzmocnienie.
Po ludzku nasze pojednanie się jest niemożliwe po tylu złych doświadczeniach i wielu latach życia osobno. Bóg uczynił w moim życiu wielkie rzeczy, więc uczę się teraz głębokiej ufności. Bóg wie, co jeszcze ma się wydarzyć.
Danuta Bula