Czytając tę opowieść poczułam się tak, jakbym czytała o sobie. Na końcu rozpłakałam się i płakałam, płakałam, płakałam.
Kilkanaście lat temu miałam problemy, depresję, czułam się bardzo samotna, pomimo, że miałam rodzinę, a moje życie "na zewnątrz" wyglądało na idealne. Może to depresja i niskie poczucie własnej wartości powodowały, że w Kościele czułam się "nie na swoim miejscu", miałam wiele dylematów związanych z wiarą, religijnością. Teraz mogę powiedzieć, że szukałam Boga, ale nie robiłam tego całkiem świadomie. Czytałam różne książki, rozmawiałam z osobami bardzo religijnymi, szukałam katolickich stron internetowych, aż kiedyś trafiłam na taki tekst:
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem, oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia. Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady mój i Pana. Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad, odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I rzekłem: “Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą, przyrzekłeś być zawsze ze mną; czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko?”
Odrzekł Pan: “Wiesz synu, że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad, ja niosłem Ciebie na moich ramionach.”
Czytając tę opowieść poczułam się tak, jakbym czytała o sobie. Na końcu rozpłakałam się i płakałam, płakałam, płakałam. Od tej pory zaczęła się moja przemiana. Od tej pory wszystko powierzam Jezusowi. Od tej pory nie czuję już tej pustki i samotności. Zawsze kiedy przypomnę sobie tę opowieść płaczę, teraz też, ale to dobry płacz. Tak bardzo mnie porusza, wzrusza świadomość, że kiedy już sama nie mogę iść przez życie, Jezus niesie mnie na rękach. Jak dobrze, że ktoś to napisał i że ja to kiedyś przeczytałam.
Pozdrawiam - Katarzyna