Gdy wróciłam ze szpitala, w skrzynce na listy leżała kartka propagująca książkę „Dar Maryi na trudne czasy” i cudowny medalik, a na okładce wizerunek Matki Bożej i napis: „Ona ci pomoże”.
Bóg trzykrotnie odwracał zakusy duchów złych, gdy groziło mi zwolnienie z pracy. Trzykrotne „balansowanie na linie” – o krok od utraty pracy w dobie wszechobecnego bezrobocia. Wtedy modlimy się gorliwie i ... przychodzi pomoc, odwrócenie zdawałoby się sytuacji beznadziejnej. Gdy mój szef ze złości (byłam przez niego molestowana), podał mnie do dyspozycji kadr i zdawałoby się, że wszyscy są przeciw mnie – znalazły się osoby dobrej woli. Koleżanka, która przypadkowo usłyszała co się święci, uprzedziła mnie w tajemnicy, bym podjęła odpowiednie kroki i ratowała się. Inna osoba z własnej woli i działając przez związki zawodowe, wybroniła mnie w Dyrekcji. Zostałam jedynie przesunięta na inne stanowisko, a po jakimś czasie wróciłam na swoje dawne. Pracy nie straciłam, choć było trudno, Bóg dawał siłę. A przede wszystkim ludzi, którzy przychodzili z pomocą. To Bóg działał przez ludzi!
Kilka lat temu miałam trójodłamowe złamanie barku. Gdy wróciłam ze szpitala z ostrego dyżuru (cały tułów i ramię w gipsie), w skrzynce na listy leżała kartka wysłana z Krakowa z Instytutu im. ks. Piotra Skargi propagująca książkę „Dar Maryi na trudne czasy” i cudowny medalik, a na okładce wizerunek Matki Bożej i napis: „Ona ci pomoże”. Odczytałam to jako znak i drogowskaz. I tak cały czas modliłam się do Matki Bożej i Jej Syna o dobre zrośniecie się połamanych kości i powrót do sprawności. I pomoc przyszła! Zwykle przy takim złamaniu jest wielki ból. A ja po dwóch dniach odstawiłam leki przeciwbólowe, bo zaczęły się dolegliwości żołądkowe, i okazało się, że nie są mi potrzebne – bólu prawie wcale nie odczuwałam. Dobrze zniosłam gips i rekonwalescencję. Jednak, kiedy gips zdjęto, ręka drżała, była niesprawna tak, że miałam trudności z samodzielnym jedzeniem, posługiwaniem się sztućcami. Wtedy lekarz napisał mi skierowanie do sanatorium. Otrzymałam Wieniec Zdrój. Sanatorium, sumienne ćwiczenie, zabiegi zrobiły swoje – przywróciły sprawność na tyle, że po półrocznej nieobecności wróciłam do swojej pracy zawodowej. To też był cud, że moje miejsce pracy czekało wciąż na mnie!
W Wieńcu są siostry zakonne Miłosierdzia. Mają tam swój skromny dom i kaplicę, w której modliłyśmy się o zdrowie. Gdy weszłam do tej kaplicy i spojrzałam na ołtarz główny, ze zdumieniem stwierdziłam – tu przywiodła mnie Matka Boża od cudownego Medalika – tu jest Jej wizerunek i medalik.
Gdy opowiedziałam swoją historię siostrze Krysi – podarowała mi i rodzinie cudowne medaliki prosto z Francji, gdzie kiedyś św. Katarzynie Laboure w 1830 r. ukazała się Najświętsza Maryja Panna i poleciła rozpowszechnić ten medalik na całym świecie, zapewniając, że Bóg uczyni wielkie rzeczy wszystkim, którzy ten medalik będą nosić z ufnością i wiarą. Te medaliki nosimy do dziś.
Z perspektywy czasu widzę, że to złamanie było mi potrzebne. Wtedy, gdy się to stało, byłam w opłakanym stanie fizycznymi i psychicznym, znękana kłopotami życia. To był wymuszony przystanek. Bóg kazał mi zatrzymać się, odpocząć, wyrwał mnie z tego biegu. W pawilonie u sióstr w Wieńcu wisiał plakat czy kalendarz z napisem, który był dla mnie drogowskazem na dalsze życie: „Umiejętność cieszenia się teraźniejszością pozwala z ufnością patrzeć w przyszłość”.
PS. Kiedyś ksiądz na Mszy św. spytał ludzi, czy doznają w swym życiu cudów i łask Bożych. Niewiele rąk się podniosło. A ja uważam, że niemal każdy człowiek doznaje od Boga pomocy i wielu łask, tylko tego nie dostrzega, nie docenia, a tym samym nie jest wdzięczny.
Gdy z dystansu czasu patrzę na różne „przypadki” w moim i moich bliskich życiu, to widzę, że wszystko układa się w całość, a Reżyser jest Najwyższej Inteligencji.
Krystyna S.