Przez długie lata żyła w świecie ciszy. Niedawno przyplątał się rak. Z Bogiem zwyciężyła wszystko.
Panią Krystynę poznałem już kilkanaście lat wcześniej. Tworzyła szatę graficzną parafialnej gazety „W Maryjnej Rodzinie”. – To było moje okno na świat, czułam się też potrzebna i cieszyłam się, że robię coś dla ludzi – opowiada. Już wtedy była niesłysząca. Kłopoty ze słuchem zaczęły się w 6. klasie podstawówki. – Mocno się wtedy przeziębiłam. Dostałam zastrzyki i kuracja okazała się skuteczna, ale zaczęłam tracić słuch. Stopniowo. Nauczyłam się czytać z ust tak dobrze, że ludzie mieli wrażenie, jakbym słyszała – dodaje. Pani Krystyna podjęła pracę, założyła rodzinę. Funkcjonowała jak słysząca. Tylko nieliczni, najbliższa rodzina, współpracownicy wiedzieli, że czasem potrzebuje pomocy, na przykład przy załatwianiu spraw w urzędach. – Tam moimi uszami był przede wszystkim mąż – uśmiecha się. Największym problemem nie była jednak zwykła komunikacja, lecz spowiedź. Jeszcze trudniej było, kiedy w kratki konfesjonału wklejono folie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Zbigniew Wielgosz