Przemieniona zupełnie

To był tak naprawdę początek mojego uzdrowienia. Dziś Pan przemienia dalej moje serce. Mój Bóg daje mi więcej cierpliwości i uczy mnie jak kochać. Uczę się każdego dnia wielbić Pana w każdym czasie. Śpiewam, tańczę na jego chwałę nie martwię się czy ktoś usłyszy. ”Boże, ja chcę do nieba, bo gdzie ja będę śpiewać".

„O cuda cuda cuda nie pojęte cóż ci się Jezu spodobało we mnie...?” Jak opisać to co zadziało się w mojej duszy. Czego dokonałeś ty Jezu. Dziś moje życie jest pełne pokoju,miłości i tęsknoty za Bogiem Ojcem. Duchu Święty sam kieruj tą opowieścią,by chwała Pańska dotarła tam gdzie to opowiadanie poprowadzisz.

Wszystko zaczęło się niespełna rok temu. Moja siostra, która od lat pozostawała w związku niesakramentalnym przeżyła nawrócenie. Zmieniła życie wraz ze swoim mężem, na życie z Bogiem.

Ponieważ zawsze uważałam ją za osobę lekko mówiąc nawiedzoną odnośnie wiary, wszystko traktowałam raczej w kategorii jak pożyjemy to zobaczymy. Namówiła naszą mamę na seminarium odnowy wiary. Mama przywiozła do domu książkę. Wiedziałam, że jest ona od mojej siostry więc powiedziałam do mamy: "daj tylko z tyłu sobie przeczytam opis".

Przeczytałam opis i całą książkę jednym tchem, a potem kolejną i następną. Autorką książki ''Jak trwać w Duchu Świętym” jest Maria Vadia charyzmatyczka z USA. Dziś wiem, że to była strzała, która trafiła w moje serce. Ta książka była dla mnie jak instrukcja obsługi mojego serca. Ukazała mi jak można prosto oddać życie Jezusowi.

Odłam całe życie Jezusowi Chrystusowi. W tamtym czasie było to coś niezwykłego ponieważ moje życie religijne było w opłakanym stanie. Choć mi wydawało się że jestem dobrą katoliczką. Uczęszczałam na msze świętą jak nie kolidowała z moim życiem osobistym i oczywiście jak mi się chciało. Modlitwa od czasu do czasu jak miałam potrzebę. Hierarchia wartości rozciągała się: mój syn, mąż, obowiązki, wszystko zaplanować by plan się powiódł. Każdy dzień to była walka z lękiem: co będzie jutro,co myślą o mnie inni. Ogólnie mówiąc walka z lękiem wszelkiego rodzaju, który powodował brak snu w nocy. Ponieważ sen w tamtym czasie był na wagę złota jak to przy małym dziecku, bezsenność z powodu lęku dodatkowo wyczerpywała mój organizm. Mówiłam wówczas, że czuję się jak bym miała 100 lat a miałam 31. Dodatkowo mam wrodzoną cechę dążenia do ideału w każdej dziedzinie swojego życie. Idealna mama żona pani domu itd.

Powiedziałam Jezusowi: "rób co chcesz z moim życiem".

Wiedziałam że moje życie jest tak puste, że już mogę się albo nawrócić albo całkowicie odejść od Kościoła, być tylko obserwatorem życia religijnego innych. Za ryzykowałam myśląc bardziej albo jest ten Jezus żywy albo nie.

Przyszedł i zmieniał mnie powoli. To było jak powiew letniego wiatru. Po zaproszeniu go do mojego serca poczułam ogromną radość i głód poszukiwania jak żyć by podobać się mojemu Panu.

Pierwsze przez kilka dni Pan budził mnie rano przed synkiem. Jak ja to mówię na kolana i do modlitwy. Następnie do kościoła spowiedź, częsta Komunia Święta, czytanie wszystkiego co tylko wiązało się z poszukiwaniem drogi by być lepszym. Szukanie literatury, muzyki chrześcijańskiej. Otoczenie moje tylko pukało się w czoło ale jej odjechało pod czaszką. Nie potrafiłam już żyć tak jak dawniej. Literatura Marii Vadii spowodowała że odnajdywałam niby zwykłe prawdy chrześcijańskie ale w moim odczuciu było to jak odkrycie Ameryki.

W jednej z książek przeczytałam by prosić konkretnie Boga o to co nam potrzebne. To było inspiracją do złożenia Bogu propozycji nie do odrzucenia. Jednocześnie mało realnej. Tak uważałam miała być to próba dla niego. Otwarcie poprosiłam Boga Ojca: sprzedaj mi mieszkanie, a ja rzucę palenie. Właśnie był okres Wielkiego Postu i jednocześnie kryzys gospodarczy. My oboje z mężem raczej biedni niż bogaci.Jednak odkąd pamiętam było pragnienie w moim sercu o domku na wsi.

Dziś wiem, że to pragnienie pochodziło od Boga. Wówczas nie było to takie oczywiste. Wiele wątpliwości i praktycznie brak zainteresowania naszym mieszkaniem. Modliłam się jednak wytrwale w wielki piątek rozpoczęłam nowennę do miłosierdzia Bożego. Nie próbowałam nawet rzucić tego palenia. Okłamując samą siebie, że jeszcze mama czas. Nastała niedziela wielkanocna.

Wyszłam na balkon jak to miałam w zwyczaju by zapalić. Ale jednocześnie zrodził się w mojej duszy taki krzyk: "Widzisz Boże jaka jestem beznadziejna nie dotrzymałam obietnicy. Teraz to tylko mogę odejść od ciebie".

Usłyszałam w duszy odpowiedź na to moje wyznanie. Jezus powiedział do mnie: "Czy nie czujesz, że od kilku dni nie musisz palić?".

Rzeczywiście od jakiegoś czasu paliłam tak, jakbym miała zadyszkę, nie sprawiało mi to już radości, a stanowiło obowiązek. Zaufałam Panu, nie zapaliłam więcej. Pan Jezus uzdrowił mnie z nałogu nikotynowego. Wiele razy wcześniej próbowałam zerwać z nałogiem. Zawsze wracałam do palenia.

Jetem Panu wdzięczna za tą łaskę. Ktoś może zapytać skąd ja wiem, że jestem uzdrowiona. Objawiło się to brakiem pokusy tj. chęci zapalenia. Kiedy sama rzucałam nałóg każdy nie zapalony papieros to była walka ze sobą. Teraz tego nie ma. Tylko w chwilach ogromnego dołka duchowego, kiedy człowiek czuje się jak dno, pojawia się myśl, by zapalić. Świadomość tego, co uczynił mi Bóg, powoduje, że nie rozmyślam: zapalić czy nie. Mówię twardo: nie zapalę, bo Jezus mnie wyzwolił, On jest moją siłą.

To był tak naprawdę początek mojego uzdrowienia. Dziś Pan przemienia dalej moje serce. Mój mąż zaczyna wierzyć tak samo głęboko jak ja. Mogę porozmawiać z nim o sprawach duchowych. Wcześniej to była reakcja złości, że niby chcę go nawracać. Naprawiły się też relacje z moją mamą.

Mój Bóg daje mi więcej cierpliwości i uczy mnie jak kochać drugiego człowieka w tym zwariowanym świecie. Hierarchia wartości przemieniona zupełnie: Bóg, rodzina i reszta świata.

Uczę się każdego dnia wielbić Pana w każdym czasie. Śpiewam, tańczę na jego chwałę nie martwię się czy ktoś to usłyszy. ”Boże, ja chcę do nieba, bo gdzie ja będę śpiewać”.

Dorota

« 1 »