Od pięciu lat jestem szczęśliwą żoną i mamą Szymka i Marysi. Nasze dzieci są owocem naszej miłości i darem prosto od Boga. Małżeństwo i pojawienie się na świecie dzieci jeszcze bardziej przybliżyło mnie do Pana Boga.
Ale może po kolei. W moim życiu nie było spektakularnych momentów nawrócenia czy chwil buntu wobec Boga. Moją drogę w kierunku Boga nazwałabym procesem, w którym na ziemi pomagali mi moi rodzice, a teraz towarzyszy mąż. Z nieba zaś otrzymuję niejako drogowskazy, żebym wybrała prawidłowy kierunek swojego życia. W domu rodzinnym nad wychowaniem religijnym w świętej wierze katolickiej czuwali mama i tata. Mama uczyła mnie i moją siostrę modlitw, piosenek religijnych oraz dbała o praktyki religijne, a także tradycję katolicką. Tata z kolei robił nam "wykłady" na tematy moralno-etyczne na podstawie licznych książek, które posiada w swojej biblioteczce.
Mam więc dobre "podstawy", żeby teraz jako osoba dorosła bardziej świadomie podchodzić do spraw wiary i rozwijać się wewnętrznie. Niewątpliwie pomógł mi w tym sakrament małżeństwa. Zaraz po ślubie chcieliśmy się starać o dziecko. Trochę się bałam, czy nie będzie problemów z zajściem w ciążę, bo dwóch lekarzy sugerowało, że będę musiała poddać się leczeniu hormonalnemu. Na szczęście po 3 miesiącach, bez żadnych leków, pod moim sercem pojawiło się dzieciątko. Niestety w 5. tygodniu ciąży zaczęłam ok. godz. 15.00 krwawić. Mąż mnie uspokajał i powiedział, że nic innego nam nie pozostaje, jak tylko zawierzyć nasze dziecko Jezusowi Miłosiernemu i pomodlić się Koronkę do Miłosierdzia Bożego. I tak całą ciążę się modliliśmy. W dzień porodu modlił się tylko Tomek, stojąc pod ścianą sali porodowej (ja nie byłam w stanie). I tak nasz synek urodził się w piątek w Godzinę Miłosierdzia Bożego o 15.10 – przypadek?
Mamy w domu jeszcze drugi "przypadek" - Marysieńkę. Scenariusz podobny: krwawienia na początku ciąży. Tym razem jakoś wewnętrznie czułam, że pod moim sercem rozwija się dziewczynka i postanowiłam zawierzyć ją Maryi. Obiecałam, że jeśli to będzie dziewczynka, nazwiemy ją Maria. Nasza córeczka była obrócona od początku pośladkowo, a ja bardzo chciałam urodzić naturalnie i... podczas ostatniej wizyty okazało się, że dzidziuś ułożył się prawidłowo. Marysia przyszła na świat o 12.05 – na "Anioł Pański".
Pan Bóg pokazał nam, że nasze dzieci są jego darem (dzięki naszej konkretnej modlitwie). Dlatego jeszcze bardziej staramy się na co dzień żyć wiarą i być jej świadkami dla naszych dzieci w zwyczajnym życiu. Może kilka przykładów... Gdy jadę z dziećmi do sklepu po zakupy, wstępujemy po drodze na kilka minut do kościoła; tak samo podczas spaceru na plac zabaw. Latem rodzinne rowerowe przejażdżki kończymy w piątek krótką adoracją przed Najświętszym Sakramentem w naszym parafialnym kościele.
Można mi wierzyć lub nie, ale nawet malutkie dzieci modlitwę, pójście do kościoła, życie z Jezusem na co dzień na swój sposób przeżywają i zapamiętują. Przykład? Podczas błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem Szymek (miał wtedy 3 latka) wstał i powiedział na głos: "Teraz ksiądz pokazuje nam Pana Jezusa". Ja się trochę speszyłam, bo wszyscy na nas patrzyli, ale to było wyznanie wiary małego dziecka. Ciekawe, czy ktoś z dorosłych obecnych na tym nabożeństwie odważyłby się wstać i takie zdanie powiedzieć?
A życie małżeńskie? Także dzień po dniu przybliżamy się do Boga i coraz bardziej do siebie nawzajem. I muszę przyznać, że "Gość Niedzielny" ma też w tym swój udział... Podam dwa przykłady. Czytając "Gościa", natrafiłam 3 lata temu na krótką notkę o rekolekcjach małżeńskich z o. Ksawerym Knotzem w Brennej. Zainteresowałam się tym, bo znałam już stronę internetową prowadzoną przez o. Knotza. Zadzwoniłam, żeby zapytać o wolne miejsce i okazało się, że ktoś zrezygnował i możemy przyjechać. Rekolekcje utwierdziły nas w życiu małżeńskim zgodnie z nauką Kościoła. Mogliśmy także spotkać małżeństwa o podobnych poglądach. Za drugim razem organizowany był w "Gościu" konkurs z nagrodą książkową. Należało odpowiedzieć na pytanie: co to jest Domowy Kościół? Poszukałam w internecie, wysłałam odpowiedź, wygrałam książkę (przeczytałam) i po trzech miesiącach wstąpiliśmy z mężem do Oazy Rodzin Domowego Kościoła – jesteśmy od roku. Comiesięczne spotkania z rodzinami z kręgu pomagają nam we wspólnej modlitwie na co dzień oraz mobilizują do większego zaangażowania się w poznawanie Boga przez lekturę Pisma Świętego.
Staramy się być jak najlepszymi świadkami Chrystusa w naszym środowisku jako małżeństwo i rodzina.
Chwała Panu! - Ewa