Wszelkim małżeństwom, szczególnie dzieciatym, wspólne samodzielne wypady bardzo polecam.
Jakiś czas temu było o podróżowaniu z dziećmi. A co się dzieje, gdy rodzice podróżują sami? Bo i tak się czasem zdarza, dzięki wybitnej działalności Babci oraz Dziadka, którzy postanawiają przyczynić się do małżeńskiego odpoczynku i wzmocnienia więzi, więc zabierają do siebie wnuki? Otóż wtedy jest wesoło. Najpierw trwa wybieranie miejsca na krótki (całe 3 dni…) wypad. Trwa błogie marzycielstwo: może morze. A może góry? Tyle czasu bez porannych pobudek, wojenek podjazdowych potomstwa, wybrzydzania przy obiedzie, fochów przy ubieraniu (najmłodsza córka…). Absolutny, prawie nierealny stan! Więc ten cudowny czas trzeba wykorzystać maksymalnie! Negocjacje trwają trzy dni. W rezultacie w dzień wyjazdu nadal nie wiadomo, dokąd cztery kółka zawiozą. W efekcie pieczołowicie zaplanowane góry lub morze skończyły się na pobliskim północnym Podlasiu. A to akurat dobrze. Tereny piękne, dzikie, turystów mało. A zwiedzania dużo: Kruszyniany, Tykocin. I oczywiście Sokółka. I tysiąc jeszcze punktów programu. Ale… gdy samodzielni rodzice w cichym pensjonacie, w Puszczy Knyszyńskiej, odsypiają wiele, wiele, wiele lat i zarwanych nocy, czas nadal jakby się skraca. Więc wszystkiego nie da się zwiedzić. Może następnym razem… Dobrze, że chociaż śniadanie dobra pani gospodyni przyniesie. Rodzic (czyt. małżonek) przez ten cudowny czas może poczuć się jak król (ewentualnie jak własne… dziecko). Trzy dni minęły jak z bicza strzelił. Po dzieci się wróciło. Dzieci zadowolone (u babci jest słodko, a dziadek łowi z nimi karaski). W dodatku pouczyły się samodzielności od rodziców. A małżonkowie zadowoleni. Bardzo nawet. (Ciekawe jak dziadkowie…). Tak, stanowczo wspólne wypady tylko małżeńskie są potrzebne. I zupełnie nie rozumiem komentarzy typu: „to zostawiliście dzieci SAME, ojej”… Tak jakby biedne dzieci (nie noworodki) zostały wyrzucone na lat kilka do obcych ludzi, względnie do sierotek. A nie przebywały z kochającymi je dziadkami. W każdym razie wszelkim małżeństwom, szczególnie dzieciatym, ze stażem dłuższym niż 10 lat, wspólne samodzielne wypady bardzo polecam. Nie dość, że relaksują, pozwalają małżeńsko poczuć się jak… za dawnych lat, to w końcu człowiek wraca… wyspany. Taki dobry małżeński paradoks.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska