Przestałem prosić. A wtedy przyszła myśl inna: Może to Pan Bóg daje mi znak?
Byłem na urodzinowym teatrzyku z okazji czwartych urodzin Symka (Symeona). Potem tort był, a Symek wraz z trzyletnim bratem Gabrysiem (Gabrielem) i zaproszonymi dziećmi szalał po całym mieszkaniu. Cała uwaga skierowana była na dzieciarnię. Po pewnym czasie wróciłem do domu i zająłem się swoją pracą. Tak upłynął dzień. Potem nagle, rozbierając się do snu, zauważyłem, że nie mam portfela. A wraz z nim wszelakich dokumentów koniecznych w codziennym życiu. Szukałem wokół siebie, w całym domu. Widząc moje zdenerwowanie, reszta rodziny przyłączyła się do poszukiwań. Nie ma. W domu nie ma. Pora późna, jednak wysłałem SMS do gospodarzy przyjęcia, aby sprawdzili. Wkrótce otrzymałem odpowiedź, że nie znaleźli. Ale jeszcze raz poszukają rano.
Cóż było robić. Z wielkim niepokojem udałem się na spoczynek. Sprawy dzienne powierzając samemu Bogu prosiłem Go bezpośrednio, a także za pośrednictwem świętego Antoniego o znalezienie zguby. Cały czas miałem jakieś wrażenie, że portfel się znajdzie. Mimo tego, modliłem się w kółko do św. Antoniego, o pomoc. Także do Ducha Świętego, aby mnie olśnił. Natchnął kierunkiem szukania. Aż przyszła myśl: handelek. Coś obiecać w zamian za znalezienie. Cóż można dać Temu, Którego własnością jest wszystko? Pomyślałem o rzuceniu palenia. I od razu przyszła kolejna myśl: A Fe. Nieładnie. Nie masz prawa targować się z Panem Swoim. Możesz tylko przyjmować wszystko, co przeznaczył dla ciebie. Inna myśl: Nie przekupisz Boga. On już to ma, On już wie. Bluźnierstwem jest wyznaczanie Bogu jakiejkolwiek ceny. Przestałem prosić. A wtedy przyszła myśl inna: Może to Pan Bóg daje mi znak? Może to On daje mi okazję do rzucenia palenia? Może w swej wspaniałomyślności, chcąc obronić mnie przede mną samym, daje mi szansę w postaci motywu do rzucenia palenia. Więc to już nie przekupstwo ani żaden handelek, to tylko chwycenie wyciągniętej ku mnie Dłoni. Chwyciłem. Odłożyłem papierosy w niedostępne miejsce (niestety, tyle razy rzucałem i znów po tygodniach lub miesiącach sięgałem znowu). Są na razie poza zasięgiem wzroku i ręki.
Rano następnego dnia ponowne przeszukania. Ja, żona. Szukamy wokół domu, na drodze w pobliżu. Nic. Przypominam sobie wszystkie miejsca, w których byłem lub mogłem być po powrocie z urodzin. No cóż, palić przestałem, a dokumentów nie mam. Włączyłem komputer, aby dowiedzieć się, gdzie i jak zgłaszać utratę kart płatniczych i kredytowych, dowodu osobistego, prawa jazdy, dowodu rejestracyjnego, ubezpieczenia, karty kodów i tak dalej. W tym czasie syn, szukając czegoś na stryszku, zobaczył leżący, zupełnie na wierzchu, portfel.
Ulga. O ileż kłopotów mniej. Automatycznie podziękowałem synowi. Potem Ojcu. Po jakimś czasie uzmysłowiłem sobie, że jestem wdzięczny także św. Antoniemu. Dziękowałem modlitwą.
A papierosów żal. Wciąż myślę o nich. Może by tak jednego? No cóż, słaba wola. Udzieliłem sobie dyspensy: zapalę, ale wyłącznie, gdy dopadnie mnie bezsenna noc. Lub gdy piwo pić będę. Teraz zacznę tęsknić za piwem. Nie, muszę już tego dotrzymać. Jedno w weekendy. W ciągu tygodnia żadnego alkoholu nie będzie. Papierosów też. No, chyba, że na ulicy złapię wypuszczoną przez kogoś chmurę dymu. A może całkiem zapomnę o paleniu? Może Twoja zdrowaśka w tej intencji uczyni to?