Kilkanaście tysięcy osób zebrało się w poniedziałek na placu Bołotnym w Moskwie, aby zażądać uwolnienia opozycjonistów, którzy rok temu, w przededniu inauguracji prezydenta Władimira Putina, w tym samym miejscu protestowali przeciwko jego powrotowi na Kreml.
Doszło wówczas do starć demonstrantów z siłami specjalnymi policji OMON. Ponad 450 osób zostało zatrzymanych, po obu stronach byli ranni. Zarzuty w sprawie zajść postawiono już 28 osobom. Jeden z organizatorów ubiegłorocznej manifestacji, Konstantin Lebiediew, w zeszłym miesiącu został już skazany na 2,5 roku pozbawienia wolności w kolonii karnej. Wcześniej - w listopadzie - na 4,5 roku łagru sąd w Moskwie skazał jednego z uczestników starć, Maksima Łuzianina. Obaj przyznali się do zarzuconych im czynów.
W kwietniu Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej zakończył śledztwo przeciwko 12 oskarżonym, którzy nie przyznają się do winy. Dochodzenie przeciwko kilkunastu innym, w tym koordynatorowi radykalnego Frontu Lewicy Siergiejowi Udalcowowi i jego asystentowi Leonidowi Razwozżajewowi, wciąż trwa. Wobec większości z nich sąd nakazał zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztu lub aresztu domowego.
Uczestnicy poniedziałkowej akcji domagają się również uwolnienia innych więźniów politycznych w Rosji, zaprzestania politycznych procesów sądowych, w tym przeciwko liderowi opozycji Aleksiejowi Nawalnemu, a także doprowadzenia do końca głośnych spraw korupcyjnych.
Protestujący żądają też zakazania sprawowania urzędu prezydenta przez jedną osobę dłużej niż przez dwie kadencje, zniesienia cenzury politycznej w mediach, zwłaszcza w telewizji, oraz dopuszczenia do mediów opozycyjnych polityków i aktywistów społeczeństwa obywatelskiego.
"Wolność dla więźniów politycznych!", "Rosja bez Putina!", "To nasz kraj!" i "Rosja będzie wolna!" - skandują.
Manifestacja rozpoczęła się od uczczenia minutą ciszy pamięci 25-letniego robotnika, który w poniedziałek zginął w czasie montowania sceny, aparatury nagłaśniającej i telebimów na placu Bołotnym; z wysokości kilku metrów spadła na niego kolumna głośnikowa.
Także przed zeszłoroczną akcją na placu Bołotnym doszło do tragedii. Śmierć poniósł wówczas 26-letni fotoreporter, który usiłował wejść na dach jednego z pobliskich domów po schodach przeciwpożarowych. Spadł z wysokości szóstego piętra, ginąc na miejscu.