W normalnym demokratycznym kraju publiczne bycie za lub przeciw jakiejś możliwej decyzji organów państwowych nie jest uważane za zamach na „władztwo”.
Tak zdaje się uważać marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Biskupi w wyważonym oświadczeniu poparli TV Trwam w jej staraniach o miejsce na multipleksie. Byłoby dziwne, gdyby pasterze Kościoła nie mieli w tej kwestii zdania albo skrywali je przed opinią publiczną. Jednak marszałek uznał za stosowne wystrzelić z grubej rury. Oświadczył, że „konkordat nie przyznaje Konferencji Episkopatu Polski uprawnień do uczestniczenia w charakterze współdecydenta czy nadzorcy w jakiejkolwiek sprawie objętej władztwem państwa”. No cóż! Dobrze by było, gdyby „władztwo” szło w parze z kompetencją i zdrowym rozsądkiem. W normalnym demokratycznym kraju publiczne bycie za lub przeciw jakiejś możliwej decyzji organów państwowych nie jest uważane za zamach na „władztwo”. Wręcz przeciwnie, to podstawa demokracji. Episkopat nie próbuje zająć miejsca KRRiT, ale po prostu stwierdził, że jego zdaniem odmowa miejsca na multipleksie dla TV Trwam nie miałaby racjonalnych podstaw i „oznaczałaby wyraźną dyskryminację…”. Marszałek Borusewicz może nie zgadzać się z taką opinią, ale nie może zabraniać biskupom zajmowania stanowiska. Powoływanie się tutaj na konkordat jest zupełnie bezpodstawne, gdyż ta międzynarodowa umowa nie ogranicza prawa biskupów do wypowiadania się w przestrzeni publicznej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Dariusz Kowalczyk SJ