Na złożenie zeznania podatkowego za 2012 r. został niecały tydzień. Ten, kto nie ujawni w PIT wszystkich dochodów, ryzykuje, bo - jak wynika z sądowych wyroków - urzędy skarbowe mają swoje sposoby na wyszukiwanie źródeł zarobków podatników. Pomaga im internet.
W ten sposób organy podatkowe dowiedziały się o 3,6-milionowych przychodach jednego z podatników, którego sprawa trafiła niedawno na wokandę Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gorzowie Wielkopolskim. Zanim urząd kontroli skarbowej oszacował przychody tego podatnika, kazał mu wskazać wszystkie nicki, z których korzystał on na internetowym portalu aukcyjnym, a także adresy jego własnych sklepów internetowych. Podatnik podał dwa nicki i adres jednego sklepu. Szybko okazało się, że nie ujawnił wszystkiego.
Urząd ustalił bowiem numer konta bankowego, z którego podatnik korzystał, prowadząc sprzedaż przez internet. Następnie zwrócił się do spółki będącej właścicielem serwisu aukcyjnego o wskazanie nazw wszystkich kont użytkowników, które były opłacane przez podatnika z tego i innych kont bankowych.
Na podstawie tych informacji okazało się, że podatnik zarejestrował się w serwisie pod pięcioma, a nie dwoma loginami, a dodatkowo posługiwał się jeszcze jednym loginem. Dysponując tymi informacjami urząd dotarł do aktualnych i historycznych danych teleadresowych właściciela nicków, do historii powiadomień - automatycznie wysyłanych do każdego kupującego po zakończeniu aukcji, do elektronicznego rejestru transakcji dokonanych za pośrednictwem serwisu aukcyjnego ze wskazaniem numeru id aukcji, opisu przedmiotu, liczby sprzedanych przedmiotów, daty zakończenia aukcji, ceny, informacji o zwrocie prowizji, danych nabywcy. W ten sam sposób urząd dotarł do elektronicznego rejestru prowizji zapłaconych przez podatnika na rzecz serwisu aukcyjnego.
Niezależnie od tego urząd zwrócił się do Poczty Polskiej o informację o wszystkich przesyłkach pobraniowych tego podatnika w kontrolowanym trzyletnim okresie. Poprosił o informacje o datach, numerach nadania przesyłek, kwotach pobrania, imionach, nazwiskach i adresach odbiorców przesyłek. Zażądał też informacji o tym, jak podatnik rozliczał się z pobranych kwot: gotówką, przelewem czy na konto i czy były zwroty przesyłek. Oprócz tego urząd wystąpił o podobne informacje do firmy kurierskiej.
W odpowiedzi poczta i firma kurierska przygotowały tabelaryczne zestawienia o wszystkich przesyłkach podatnika zrealizowanych przez trzy lata, łącznie z kwotami pobrań i numerami kont bankowych, na które zostały przekazane pobrane pieniądze. Po zgromadzeniu całego tego materiału okazało się, że od początku 2007 r. do końca 2010 r. podatnik wykazał sprzedaż o 3,6 mln zł niższą, od faktycznej.
Innej z podatniczek, której sprawa trafiła niedawno na wokandę Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Olsztynie, urząd skarbowy udowodnił, że zanim zarejestrowała się w urzędzie skarbowym, przez ponad dwa lata sprzedała na aukcjach internetowych kilkaset sztuk różnego rodzaju towarów, w tym m.in. mebli, elementów ozdobnych, artykułów wędkarskich.
Podatniczka broniła się, że sprzedawała tylko przedmioty kolekcjonerskie, ale ani urząd, ani izba skarbowa nie dały temu wiary. Urzędy miały jedynie problem z ustaleniem, w którym momencie podatniczka uzyskała przychód z ich sprzedaży, więc przyjęły, że nastąpiło to w momencie zakończenia aukcji internetowej. W tym celu posłużyły się regulaminem portalu aukcyjnego, z którego wynika, że umowa zostaje zawarta z chwilą zakończenia aukcji.
Inny podatnik, który przegrał niedawno przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Kielcach, przeprowadził do dnia formalnego zarejestrowania działalności gospodarczej w urzędzie skarbowym 106 aukcji i wylicytował 244 przedmiotów. Nie przedstawił żadnych faktur ani rachunków potwierdzających wcześniejszy zakup tych towarów, bo - jak sam zeznał - kupił je na bazarach. Na tej podstawie organy podatkowe uznały, że podatnik kupił je od podmiotów działających w tzw. szarej strefie i dlatego wyliczyły mu przychód bez uwzględniania jakichkolwiek kosztów podatkowych.
W innej sprawie, która w tym roku znalazła swój finał w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, urzędy udowodniły, że wykazywana przez podatnika wartość sprzedawanych samochodów spadała wyłącznie na moment ich sprzedaży, natomiast przed i po transakcji wzrastała. Urzędy ustaliły to na podstawie treści polis ubezpieczeniowych, ogłoszeń zamieszczonych przez podatnika w prasie i internecie, wyników badań technicznych sprzedanych aut, a także danych zamieszczonych we wnioskach ubezpieczeniowych odnośnie stanu technicznego pojazdów.
Czasem internet służy urzędom do wykrycia nie faktycznej, ale fikcyjnej działalności. Szczególnie ryzykowne jest zamieszczanie ogłoszeń typu "dam koszty". Przekonał się o tym podatnik, któremu organy podatkowe udowodniły, że transakcje wykazane w zakwestionowanych fakturach w rzeczywistości nie miały miejsca, a "kupujący koszty" każdorazowo określali, ile potrzebują faktur, jakie transakcje mają one "dokumentować" i ile są skłonni zapłacić za wystawienie każdej faktury - z reguły było to od 2 proc. do 5 proc. jej wartości. Podatnik przegrał zarówno w sądzie wojewódzkim, jak i w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.