Czym innym przecież jest budzenie w dziecku mądrych ambicji, czym innym nadambitne sterowanie potomkiem, by dziecię było najlepsze.
18.04.2013 00:15 GN 16/2013
Taka scenka. Zawody w judo dla dzieci. Zawodnicy w oczekiwaniu na walki biegają, czytają, wygłupiają się, przekomarzają z rodzicami. Ale oto chłopczyk lat chyba 9, pas żółty, siedzi nieruchomo na niskiej ławeczce. A tatuś zagrzewa go do walki. Tłumaczy, co chłopczyk zrobił podczas ostatniej walki dobrego, a co złego. Bo chociaż niby wygrał, to przecież wystarczyłby jeden nieprzemyślany ruch, i by PRZEGRAŁ. I to byłoby straszne. I zapewne świat by się zawalił, młodociane życie ległoby w gruzach, a rodzicielskie niespełnione ambicje zapewne spowodowałyby ciężki uraz psychiczny u rodzica. Ten właśnie ostatni argument, choć niewypowiedziany przez tatusia głośno, wydaje się najistotniejszy. Więc żeby nieszczęściu zapobiec, tatuś jeszcze raz instruuje synka i „ustawia” go do „porządnej” walki. Inni rodzice w tym czasie głaszczą dzieci po włosach, dają im wodę mineralną, życzą powodzenia w zabawie.
Zaczyna się walka. Zawodnik taty-trenera od początku na macie jest aktywny. Szaleje wręcz, spala się, widać determinację wartą lepszej sprawy. Jego przeciwnik również waleczny. Również ma umiejętności. Ale jakby ma też więcej luzu. Jego tata siedzi gdzieś tam na widowni, przytupuje pewnie z emocji. I… to wszystko. Tata-trener natomiast jest blisko maty. Wykrzykuje co chwila jakieś polecenia, warczy, „zagrzewa”. Syn próbuje wykonywać polecenia. Ale wyraźnie słabnie. Natomiast „wyluzowany” przeciwnik, skazany na własne umiejętności i własny rozum, zyskuje przewagę. Wygrywa. I wstyd powiedzieć, co było dalej. Tatuś-trener wściekły. Chłopiec przegrany – rozpacz i płacz. Do chłopca, który wygrał, podchodzi natomiast ojciec. Spokojnie mu gratuluje. I przytula.
Nie, nie ma nic złego w wyzwalaniu w dzieciach woli walki, we wskazywaniu im drogi sukcesu, nawet w pomaganiu w budowaniu tzw. kariery. Jednak model ojca drugiego – obserwatora, mądrego przewodnika, jakby jest bliższy ideału. Czym innym przecież jest budzenie w dziecku mądrych ambicji, czym innym nadambitne sterowanie potomkiem, by dziecię było najlepsze w judo (w nauce, tenisie, języku chińskim oraz tysiącu innych zajęć). Być może zresztą przegrany chłopiec, syn ojca „trenera”, gdy otrząśnie się z „dramatycznej porażki”, zostanie kiedyś wielkim mistrzem judo. Jest jednak prawie pewne, że to drugi chłopiec… będzie szczęśliwy.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.