Strona białoruska ze względów humanitarnych pozwoliła Teresie Strzelec opuścić Białoruś - poinformował w czwartek przedstawiciel Państwowego Komitetu Granicznego Uładzimir Arłouski.
„Mimo niewypełnienia przez polską obywatelkę zobowiązań, strona białoruska podjęła dziś ze względów humanitarnych decyzję o zdjęciu zakazu wyjazdu obywatelki Strzelec. Może ona opuścić Republikę Białoruś w dowolnym momencie” – oświadczył Arłouski.
Informację tę potwierdził rzecznik MSZ Białorusi Jury Kułabuchau. „Rzeczywiście dzisiaj podjęto decyzję o zdjęciu zakazu wyjazdu (...). Tą decyzją strona białoruska, kierując się względami humanitarnymi, przejawia dobrą wolę” – oznajmił.
Rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki powiedział PAP, że wieczorem dyplomacja białoruska poinformowała resort o przywróceniu wizy białoruskiej Teresie Strzelec. „Oczekujemy, że jutro przed południem będzie mogła wrócić do Polski" – dodał Bosacki. Jak podkreślił, resort spraw zagranicznych cieszy się, że "miesięczne starania na wszystkich możliwych szczeblach - od konsulatu w Brześciu po centralę MSZ w Warszawie - przyniosły efekty".
Jury Kułabuchau, cytowany w oświadczeniu białoruskiego MSZ, ocenił, że działania Strzelec stanowiły poważne złamanie przepisów celnych. ”Jest to kwestia czysto prawna. Nie kwestionuje tego zresztą także strona polska” – oznajmił.
„Tym bardziej budzą zdumienie próby przydania przez media w Polsce politycznego zabarwienia tej kwestii prawnej. Wydaje nam się, że celem takich medialnych ataków nie jest troska o los rodaczki, tylko zupełnie inne motywy” – powiedział Kułabuchau.
Podkreślił, że w celu uniknięcia takich sytuacji strona białoruska niejednokrotnie proponowała zawarcie dwustronnego porozumienia między Białorusią i Polską w sprawie zapobiegania naruszeniom przepisów celnych. Porozumienie miałoby dotyczyć m.in. kwestii podejmowania i wykonywania decyzji administracyjnych i sądowych w sprawach celnych. „Ale te propozycje pozostały bez odpowiedzi strony polskiej” – oznajmił Kułabuchau.
Arłouski powiedział, że Strzelec w kwietniu 2012 r. wwiozła na terytorium Białorusi samochód Jeep Cherokee i przekazała go obywatelowi Białorusi, łamiąc przepisy celne; powinna była w takim wypadku zapłacić podatki i opłaty celne, czego nie uczyniła, w związku z czym zakazano jej wyjazdu z kraju.
Według relacji męża Polki, Jarosława, w kwietniu 2012 roku Teresa Strzelec pojechała na wycieczkę do Mińska. Gdy zepsuł jej się samochód, zostawiła go u mechanika. Autem bez wiedzy właścicielki jeździł syn mechanika, którego zatrzymała białoruska milicja. Samochód został zarekwirowany i przekazany do składu celnego, bo według prawa białoruskiego obcokrajowiec wjeżdżający na teren tego kraju własnym samochodem, po wypełnieniu deklaracji celnej, nie może go odstąpić innej osobie.
W styczniu tego roku białoruski sąd obwodowy w Brześciu orzekł, że auto ma być oddane właścicielom, jednak - według relacji mediów - celnicy wcześniej je sprzedali i zaproponowali Strzelcom zwrot pieniędzy. Sąd, który uchylił konfiskatę mienia, zobowiązał jednak Polkę do zapłaty cła i podatków wraz z odsetkami w wysokości ok. 15 750 euro. Strzelcowie nie zapłacili; gdy na początku marca przybyli do Brześcia, Teresie Strzelec anulowano wizę, zatrzymując ją na Białorusi.
W poniedziałek Jarosław Strzelec poinformował, że jego żona rozpoczęła głodówkę na terenie polskiego konsulatu w Brześciu.