Wczoraj w Kanadzie i Argentynie, Dzisiaj w Urugwaju, jutro być może u nas.
W wymienionych krajach całkowicie zrównano małżeństwa ze związkami homoseksualnymi. Umożliwiono parom homoseksualnym posiadanie dzieci, oprócz adopcji dając im możliwość korzystania z In Vitro. W myśl nowych aktów prawnych męża i żonę nazwano stronami, a ich małżeństwo kontraktem. Czym więc jest rodzina?
Klasyczny model rodziny: tata, mama i dziecko, kiedyś rozumiany jako jedynie słuszny, poprawny, właściwy, dzisiaj nie jest już tak oczywisty. Dziś kombinacja tego, kto może być mamą, a kto tatą, jest dowolna. A tajemnicze słowo GENDER, oznaczające płeć kulturową lub społeczną (w przeciwieństwie do płci biologicznej), daje każdemu z nas możliwość wyboru, kim tak naprawdę chce być. I z kim chce żyć – dziś jeszcze w wolnym związku, związku partnerskim, a za moment być może w kontrakcie.
Żyjemy w czasach poprawności światopoglądowej, społecznej i politycznej. A poprawnością w tym przypadku jest akceptacja inności wyrażanej w związkach gejowskich i lesbijskich.
Po wielu latach traktowania homoseksualizmu jako choroby psychicznej nadszedł czas na oczyszczenie z zarzutów. Nie znaleziono żadnych przesłanek świadczących o tym, że ten rodzaj ukierunkowania w miłości jest gorszy od związków heteroseksualnych. W związku z powyższym rozpoczął się proces udowadniania całemu światu, że nie tylko krzywdzącym było napiętnowanie tej odmienności, ale że ta odmienność to tak naprawdę normalność. Każdy może kochać kogo chce i nie wolno wkraczać w tę strefę życia człowieka. Rozgorzała walka o zniesienie wszelkich ograniczeń społecznych nakładanych na homoseksualistów.
Jest to walka o akceptację, prawo do zawierania małżeństw, dziedziczenia i posiadania dzieci. Z założenia stawia ona heteroseksualnych po drugiej stronie barykady w walce, której hasłem mogłoby spokojnie być: „Kto nie jest z nami, ten przeciwko nam”. Nadzorowani przez opinię publiczną, opiniotwórcze środowiska, jesteśmy niejako pod jej pręgierzem. Próba wyrażenia odmiennego, niepoprawnego zdania, grozi wytknięciem palcem, nazwaniem homofobem i banicją społeczną.
Dokąd zmierza ta droga? Czy teraz, żeby odkupić dawne winy, musimy już godzić się na wszelkie postulaty mniejszości homoseksualnych? Rozumiem potrzebę ustanowienia takich samych praw w kwestiach formalnych takich jak dziedziczenie, wspólne rozliczanie się przed fiskusem i dostępie do informacji o stanie zdrowia bliskiej osoby. Nie kieruję się pogardą w stosunku do tych, którzy mają odmienną orientację nawet wtedy, gdy tego nie rozumiem. Każdy bowiem ma prawo do szacunku. Natomiast uważam, że w przypadku wyboru innej drogi, trzeba po prostu świadomie, w sposób dojrzały, zaakceptować ograniczenia, jakie nakładają na siebie związki jednopłciowe.
Prawo do adopcji czy szerzej – do posiadania dzieci, to sprawa zbyt złożona moralnie, by możliwa była na nie zgoda. Gdyby zostało wprowadzone, jednocześnie ograniczałoby prawa dzieci. Dzieci, które powinny rozwijać się w pełnych rodzinach, z mamą i tatą, z jasno wytyczonym kierunkiem wychowania, w którym jest również miejsce na naukę akceptacji i tolerancji. Wychowanie to, przez sam fakt wskazania prawidłowych relacji międzyludzkich, kształtuje moralność dziecka. Nie można więc na początku drogi młodego człowieka wskazywać mu alternatywy dla fundamentalnej prawdy, jaką jest stworzenie kobiety i mężczyzny po to, by mogli się rozmnażać. Żeby byli rodziną. Taką rodziną, która jest z założenia święta, jako największa wartość. Święta świętością, której kwestionować nie sposób.
Czy więc możemy chować głowę w piasek i godzić się na nowy model rodziny? W kilku krajach, w których wszyscy chcieli być poprawni, taki model już istnieje, jest akceptowany. Jak on przykładowo wygląda? Dwóch ojców i trójka dzieci. Matką każdego z dzieci jest inna kobieta, która zgodziła się (oczywiście odpłatnie) na urodzenie dziecka obcym mężczyznom. A kto jest ojcem? Póki co, nie wie tego żaden z panów, jako że obydwaj byli dawcami nasienia. I żeby żaden nie czuł się pokrzywdzony, kwestię ojcostwa zostawili otwartą.
To nie bajka. Takie rozwiązanie, rozumiane jako szeroko rozumianą wolność i zbiór samych tylko praw, zaprezentowała jedna z angielskojęzycznych stacji telewizyjnych. Przekaz był jednoznaczny – sukces par homoseksualnych! Sukces genetyki, biotechnologii, medycyny! Życie może jeszcze jest cudem, ale sam akt stworzenia już nie.
I jeszcze ciekawostka. Podaję za PAP: „Na świat przyszły myszki, będące genetycznym potomstwem wyłącznie dwóch samców. Otwiera to kontrowersyjną perspektywę posiadania własnych pod względem genetycznym dzieci przez pary tej samej płci”.
Kiedy już wszędzie zalegalizujemy związki jednopłciowe, będziemy mogli podebatować nad całkowitym przechytrzeniem natury...
Dorota Palacz