Straciłam wszystko, na czym mi zależało. Wtedy to powierzyłam moje życie Panu Bogu.
Jestem zwyczajną, niczym wyróżniającą się osobą. Mam wspaniałego męża oraz dwoje dzieci, córkę 12 i syna 10 lat. Mieszkamy na wsi na Podkarpaciu. Na co dzień pracuję w małej rodzinnej firmie oraz zajmuję się domem i dziećmi. Można powiedzieć, że nie mam o czym opowiadać, lecz chcę zwrócić uwagę na to, że Bóg jest z Nami zawsze i tylko od Nas zależy, czy potrafimy dostrzec Jego obecność i usłyszeć to, co do nas mówi. Nie mówię, że doznałam jakiegoś cudownego objawienia, to po prostu czuje się w sercu.
Już w latach dziecięcych lubiłam „rozmawiać” z Bogiem i modlić się o wysłuchanie moich próśb i prosiłam o jakiś znak z nieba, który ku mojemu rozczarowaniu się nie pojawiał. Dziś po latach wiem, że moje prośby zostały wysłuchane. Część marzeń, które się nie spełniły, to tylko kwestia mojego życiowego wyboru.
Często żartuję, że jedną z moich wysłuchanych ekspresowo próśb była prośba do Matki Bożej Częstochowskiej, którą złożyłam na kartce będąc pierwszy raz w Częstochowie z wycieczką w VIII klasie. Był to 1995 rok. Poprosiłam Ją wówczas, po pierwsze - aby zdać egzamin do szkoły średniej, po drugie - znaleźć sobie fajnego chłopaka (teraz się z tego śmieję, ale wtedy to były dla mnie poważne sprawy). I co się okazało? Trzy miesiące później (mając 15 lat) poznałam wspaniałego chłopaka, który został moim mężem. Do dziś jesteśmy razem i bardzo się kochamy.
A teraz trochę na poważnie. Chciałabym opowiedzieć o swoim trudnym dorastaniu.
Mój okres dorastania nie należał do łatwych. Dostałam się do szkoły średniej. Pierwsze dwa lata nauki szły mi bardzo dobrze, lecz później zaczęłam popadać w depresję. Było to spowodowane sytuacją rodzinną. Miałam jeszcze dwoje starszego rodzeństwa, mama nie pracowała, zajmowała się domem. Tatę zwolnili z zakładu pracy wskutek czego zaczął coraz częściej pić alkohol. Brakowało pieniędzy na jedzenie. Cała ta sytuacja (pijany ojciec, awantury, brak środków do życia) zaczęła mnie dobijać. Przestałam się uczyć, a w pewnym momencie nawet chodzić do szkoły (a był to mój ostatni rok nauki w szkole średniej). Byłam już w takim stanie, że chciałam umrzeć. Gdybym mogła, to wolałabym się nie obudzić już nigdy więcej. Nie mogłam znieść tej całej sytuacji rodzinnej, gdzie nie było miłości, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa tylko pustka i beznadzieja. Jeszcze dziś, gdy o tym piszę, napływają mi do oczu łzy, bo naprawdę były to najboleśniejsze chwile w moim życiu. Gdyby nie wsparcie i zrozumienie mojego obecnego męża (wówczas chłopaka), mojej kochanej babci Władzi oraz wiara w Boga, nie wiem jak potoczyłby się mój los. To dzięki Nim przetrwałam ten okres.
Będąc już u kresu wytrzymałości psychicznej dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byłam szczęśliwa i pełna nadziei. Razem z moim chłopakiem planowaliśmy wspólną przyszłość naszej rodziny. I wówczas wydarzyło się coś strasznego, straciłam moje dziecko (poroniłam). Moje życie legło w gruzach. Czułam w sobie tylko pustkę i jakąś straszną otchłań. Straciłam w życiu wszystko na czym mi zależało: szkołę, moje dziecko, azyl rodzinny. I wtedy to znalazłam podobieństwo mojego życia do życia Hioba, o którym dowiedziałam się z lekcji języka polskiego w mojej szkole. Tak, jak on, straciłam wszystko na czym mi zależało. Wtedy to powierzyłam moje życie Panu Bogu i przyrzekłam Mu, że cierpliwie będę znosić wszystkie cierpienia, jakie mnie spotykają. Od tego momentu zaczęłam wracać do równowagi. Czułam pewien spokój i odzyskiwałam pogodę ducha. Po czasie Pan Bóg wynagrodził mi wszystkie cierpienia. Obdarzył mnie tak hojnie swoimi łaskami, jak tylko potrafił. Dziś mogę w pełni powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Mam kochanego męża i dzieci, wspaniały dom i dobrą pracę, a przede wszystkim zdrowie. Mam wszystko to, co potrzebne jest do szczęśliwego życia. A najważniejsze to, że Bóg wspiera naszą rodzinę na co dzień. Nie ma dnia, abym nie modliła się o Jego opiekę nad naszą rodziną i jestem pewna, że to On udziela nam wszelkiego dobra i wspiera nas w codziennych trudach i obowiązkach. Aby pogłębić swoją wiarę i bliżej poznać Boga, często sięgam do literatury i innych źródeł. Czuję, że dzięki temu zbliżam się do Boga. Moje uczestnictwo w nabożeństwach stało się głębokie i pełne refleksji. W trudnych sytuacjach i wyborach proszę Boga o wskazówki za pośrednictwem Pisma Świętego, poprzez które przemawia sam Bóg. Moim zaskoczeniem są sytuacje, kiedy pytając o coś otwieram stronę Pisma Świętego i odnajduję wyraźny sens odpowiedzi do moich pytań. Jest to niezwykłe, gdyż kiedyś słysząc na rekolekcjach opowiadania pewnego rekolekcjonisty, który rozmawia z Bogiem poprzez Pismo Święte, nie mogłam tego zrozumieć. Spróbowałam chyba tylko z czystej ciekawości. I ku mojemu zaskoczeniu znalazłam mądrą i pełną sensu wskazówkę na moje obawy. Od tej pory często szukam „porady od Ojca” w Piśmie Świętym.
Od chwili, gdy zawierzyłam się Panu Bogu, czuję ciągły niedosyt Jego obecności, szukam Go w modlitwie, w kościele, w literaturze, nawet będąc na spacerze. On daje mi spokój i radość, którą staram się wnosić do mojej rodziny i do życia codziennego. Staram się pracować nad swoim charakterem. Pokonywać swoje słabości, podejmować różne wyrzeczenia. To wszystko daje mi radość. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że każdy z Was może zmienić swoje życie na lepsze. Trzeba tylko zawierzyć Bogu swoje życie, wpuścić Go do swojego serca i starć się Go zrozumieć. On jest zawsze blisko i czeka abyśmy Go przyjęli.