Gdy mi ktoś mówi, że różaniec jest dla starych dewotek, opowiadam mu moją historię
Pracowałem w wiejskim domu weselnym (remiza) jako osoba odpowiedzialna za zarządzanie wynajmowaniem sal na wesela. Zdarzyło się raz, że przyjąłem dwa wesela na jeden termin. Dowiedziałem się o tym na trzy miesiące przed imprezami - czyli praktycznie tylko sobie strzelić w głowę. Obie strony uparcie nie chciały słyszeć o zmianie terminu czy lokalu. Mało tego, obie straszyły sądem, a jak już jedna się zgodziła na inny lokal to okazało się, że chce abym ja pokrył koszt imprezy. Dla młodego, dopiero co żonatego faceta perspektywa rewelacyjna. Postanowiłem, że w ostateczności wezmę kredyt i będę go spłacał.
Cały czas jednak odmawiałem w tej intencji różaniec. W dniu, w którym wszystko wyglądało tak, że właściwie przechodziła mi ochota do życia, chwyciłem za różaniec i w godzinę poleciały wszystkie części, parkiet w salonie o mało co, a nie miałby wydeptanego kołka. Na drugi dzień rano, moja szefowa, która do tej pory przyjęła postawę: "jak żeś sobie piwa nawarzył, to je wypij" (dla mnie zresztą zrozumiałe i jasne) umówiła nas na spotkanie "ostatniej szansy" z jedną z przyszłych teściowych.
Siedzimy w tym pokoiku i ja tak sonduje: "A może jednak inny termin? Wynajem sali będzie za darmo." Młodzi za granicą, matka młodego mówi że jeśli będzie ta sama orkiestra i ekipa kucharzy, to nie ma sprawy. Dla mnie zabrzmiało to niezbyt optymistycznie, bo na trzy miesiące przed imprezą nie zdarza się raczej, aby jakiś dobry zespół, czy obsługa miała u nas w okolicy wolny termin, no ale skoro się powiedziało A (czyli odmówiło cały rożaniec) to trzeba się zastanowić, czy Maryja nie powie przypadkiem B.
Dzwonię więc do firmy cateringowej, przedstawiam sytuację, mówię że wesele przesunie się o tydzień, a pani po drugiej stronie do mnie: "Akurat ostatnio zwolnił nam się ten termin więc mogę zarezerwować" - " To proszę to zrobić." Ufff, został zespół. Tu jako muzyk, zaproponowałem, że znam kilka fajnych zespołów, ale niestety matka młodego pana była nieugięta. Więc dzwonię do zespołu. Niestety "abonent czasowo niedostępny". Umówiliśmy się więc, że biorę to na siebie i do popołudnia dam znać.
Po południu telefon odebrał w końcu szef zespołu. Wyjaśniam co i jak, a on do mnie: "dziś rano nam para odwołała ten termin, więc mogę
przesunąć."
Wesele się odbyło, obsłużyłem je nawet jako fotograf. Jak mi ktoś dziś mówi, że różaniec jest dla starych dewotek, opowiadam mu te historię i nie ma już potem takich przesądów.
A z takich codziennych "przygód" z obecnością Boga? Jestem organistą i pracuję jako wolny strzelec w projektowaniu stron internetowych. Staram się codziennie przystąpić do komunii. Przez całe życie nigdy nie musiałem się troszczyć o kasę. Nie mam jej nigdy w nadmiarze, ale zawsze tyle, ile akurat potrzeba. I nigdy się o nią nie troszczyłem przesadnie. Trudno to było zrozumieć po ślubie mojej małżonce, bo ona jest z tych, co to w skarpecie na "czarną godzinę" zawsze coś lubią mieć.
Tłumaczyłem, że zawsze mam - nie trafiało to do niej. Aż raz, po którymś tam mini-kryzysie finansowym (bo na coś nie ma, a potrzeba) znowu (jak zwykle u mnie w życiu) wpadło akurat zlecenie na sumę której brakowało i wtedy żona stwierdziła "Wiesz, teraz Cię już rozumiem z ta kasą."
I choć co jakiś czas slyszę od Mamy: "bo Ty to nigdy nie umiałeś odłożyć" już wiem i żona też, że nie muszę. Co nie zwalnia mnie z odpowiedzialności za dom i rodzinę.
Bóg jest, nie muszę słyszeć Jego głosu (choć trochę zazdroszczę tym co słyszeli "Ja Jestem"), nie muszę się upewniać. Wiara to nie wiedza, trzeba się po prostu rzucić i zaufać. Tego nauczyło mnie życie.