Zmarła Margaret Thatcher. Szkoda, że jej sposób myślenia jest obcy polskim i europejskim elitom.
08.04.2013 15:27 GOSC.PL
Być może gdyby za młodu nie pomagała swojemu ojcu w prowadzeniu sklepiku, prace Fryderyka Augusta von Hayeka (przede wszystkim „Droga do zniewolenia” i „Konstytucja wolności”) nie zrobiłyby na niej tak wielkiego wrażenia. A jednak – doświadczenie praktycznego kapitalizmu impregnowało ją na socjalizm. W latach 70-tych potrafiła wyciągnąć Partię Konserwatywną z gnuśności, głosząc niepopularne, wolnorynkowe postulaty. Do czasu, aż Żelazna Dama przejęła ster nad torysami, nie negowali oni socjalistyczno-etatystycznego status quo, zaprowadzonego na Wyspach po II wojnie światowej przez laburzystów. M. Thatcher postawiła temu tamę: wykazywała, że gospodarka nie może normalnie funkcjonować, jeśli dławią ją regulacje, nadmierne podatki, a związki zawodowe wymuszają na reszcie mieszkańców utrzymywanie nierentownych i przestarzałych zakładów. Swoim optymizmem wobec ludzkiej przedsiębiorczości potrafiła zarazić swoich kolegów, a tych, którzy pozostali sceptyczni, przekonać własną determinacją, że przynajmniej warto spróbować.
Margaret Thatcher była nie tylko pierwszą kobietą-premierem Wielkiej Brytanii (została nim w 1979 roku) – była także politykiem, który obrócił do góry nogami myślenie o państwie i społeczeństwie. Wbrew obiegowym opiniom, iż państwowe znaczy bezpieczne, w latach 80-tych prowadziła politykę daleko idącej prywatyzacji. Choć nie od początku, zdominowana przez jej partię Izba Gmin obniżała podatki. W polityczno-gospodarczym zakresie M. Thatcher znana jest szczególnie ze swej walki ze związkokracją – przy okazji ograniczania marnowania publicznych pieniędzy na nierentowne kopalnie złamała wszechwładzę związków zawodowych, będących do połowy lat 80-tych w Wielkiej Brytanii państwem w państwie. Wszystko starała się przedstawiać jako realizację „kapitalizmu ludowego”, którego beneficjentami mieli być w założeniu przede wszystkim przedstawiciele klas średnich i niższych.
M. Thatcher chciała, by Brytania była pod jej rządzami rzeczywiście Wielka – to dzięki jej zdecydowaniu Falklandy pozostały brytyjskie, co zresztą potwierdziło niedawne referendum. Chciała, by Zjednoczone Królestwo było silnym państwem we Wspólnotach Europejskich, jednak nie rozumianych jako federalne superpaństwo, ale przede wszystkim jako wspólny rynek. To ona wynegocjowała tzw. rabat brytyjski, dzięki któremu Wielka Brytania płaci do wspólnej kasy mniej, niż inne państwa. Była przeciwna wspólnej europejskiej walucie, trafnie punktując jej minusy. To euroentuzjastycznie nastawieni wewnętrzni opozycjoniści doprowadzili do jej wyprowadzki z Downing Street. Przez jej nieudolnego następcę Johna Mayora za chwilę nastała długa epoka rządów lewicy. Ideologicznie zacietrzewieni zwolennicy europejskiego superpaństwa powinni odświeżyć sobie jej przemówienia.
Przy wymienianiu niewątpliwych zasług i zalet Żelaznej Damy nie można zapominać także o jej wadach. To m.in. dzięki jej głosowi zalegalizowano w Wielkiej Brytanii aborcję. Jej zdeklarowany antykomunizm nie był w rzeczywistości aż tak wielki, zważywszy na fakt, iż zwycięstwo ze skrajnie lewicowymi związkami zawodowymi nie byłoby możliwe bez zaopatrzenia się w węgiel sprowadzany z PRL – ten podwójny paradoks każe tłumaczyć ogromne poparcie, jakim cieszyła się wśród ludzi „Solidarności”, w dużej mierze specyficzną sytuacją historyczną. Rządowi miłośniczki Hayeka nie udało się trwale zdusić inflacji. Krytycy wskazują na fakt, iż jej rządy, wbrew "kapitalistyczno-ludowej" retoryce, doprowadziły do większego rozwarstwienia materialnego społeczeństwa. Trwa także dyskusja nad tym, co oznacza ogromne bezrobocie, obecne w Wielkiej Brytanii niemal przez cały okres rządów "Maggie". Czy to jej reformy do niego doprowadziły, czy po prostu ukazały one fałsz sztucznego zatrudnienia za poprzednich rządów?
A jednak można powiedzieć, że M. Thatcher osiągnęła wielki sukces. Wielka Brytania wyszła z chronicznych problemów gospodarczych, jakie miała w latach 70-tych. Jej rządy przeorały myślenie polityków właściwie wszystkich liczących się w Zjednoczonym Królestwie frakcji. Definiuje ono obecnie w dużej mierze brytyjskie podejście do gospodarki i polityki zagranicznej, sceptycznej wobec federalistycznych planów UE i ukierunkowanej na współpracę atlantycką. Szkoda, że tylko na Wyspach.
Stefan Sękowski