Bo ja jestem zakochana

On mnie kocha i wiem, że jakich bym w życiu nie narobiła głupot, to i tak, jak marnotrawny syn zawsze mogę wrócić

Każdy kolejny piątek staram się kończyć adoracją Najświętszego Sakramentu. Tak się złożyło, że tamtego dnia miałam się jeszcze spotkać z koleżanką. Ona kończy wtedy później, ja wcześniej, więc postanowiłyśmy się spotkać w kościele. Siedziałam w ulubionej ostatniej ławce, skupiona na Najważniejszym. Czas mijał szybko, wkrótce pogaszone już były wszystkie światła, trzeba było wychodzić. My, dwie papużki nierozłączki, postanowiłyśmy jeszcze urządzić sobie spacer. Rozmowy o wszystkim, o szkole, ocenach, tej naszej parafialnej gazecie, którą współredagujemy. W pewnym momencie padło zupełnie niespodziewane pytanie: Co się z tobą działo w kościele, wyglądało to tak, jakbyś była w innym świecie, o wszystkim zapomniała, niczym się nie przejmowała, jak byś była... zakochana?

Jak zwykle mało myśląc w takich chwilach, odpaliłam już prawie na odchodne, bo zaczynało mi się śpieszyć do domu: Bo ja jestem zakochana!
A ona mnie na to zasypała pytaniami, który to, czy Czarek, czy Darek, czy inny chłopak. Ucięłam dyskusję pytaniem: A przed kim dzisiaj siedziałam przez dwie godziny?
To ją zamurowało. Mnie też, bo nie sądziłam, że kiedyś to powiem. Szłam te swoje półtora kilometra do domu i się zastanawiałam, czy rzeczywiście jestem zakochana, czy tak sobie tylko powiedziałam. Doszłam do wniosku, że chyba to pierwsze. A najlepsze jest to, że z wzajemnością! On też mnie kocha, mimo, że ja człowiek, a On Bóg.

Wróciłam do domu szczęśliwa, chcąc o tej swojej miłości mówić całemu światu. W ręce wpadła mi jakaś książeczka. Otworzyłam na chybił trafił, a pierwsze zdanie jakie przeczytałam, brzmiało: "Jeśli bowiem ktoś na prawdę kocha, pragnie dzielić się swym szczęściem z innymi. Chce krzyczeć na całe gardło, że jest zakochany. Jeżeli więc Chrystus jest rzeczywiście naszym szczęściem, nie sposób zamknąć się w sobie. Po prostu trzeba dzielić się tą nowiną z innymi" (o. J. Pawlik SVD, "Z Panem Bogiem w Afryce").

Ta radość nie przeszła mi do dziś - chociaż łatwo nie jest. Wiara nie jest "na topie" szczególnie wśród młodzieży. Ludzie, mający własne zdanie, trzymający się wartości i żyjący zgodnie z nimi, nie podążający z prądem grupy, lubiani nie są. Mam oparcie przede wszystkim w Bogu, ale też w rodzinie. Wiara jest dla mnie podstawą. I nie chodzi mi tu o odklepywanie dziesiątek formułek, bo wtedy rzeczywiście nie wygląda to atrakcyjnie. Chodzi mi o osobową relację z Jezusem. Bo On mnie kocha i wiem, że jakich bym w życiu nie narobiła głupot, to i tak jak marnotrawny syn mogę wrócić.

Gimnazjalistka

 

« 1 »
TAGI: