Podobno przyczyną mroźnego marca i śnieżnej Wielkanocy jest… globalne ocieplenie klimatu.
03.04.2013 14:43 GOSC.PL
Pamiętam, że jak byłem dzieckiem, w telewizji straszono plamami na Słońcu. Potem dyżurnym straszakiem stała się dziura ozonowa. Dziś o tych zagrożeniach mało kto już pamięta, od kiedy stało się modne globalne ocieplenie klimatu. Mechanizm tych lęków jest jednak zawsze taki sam: próbuje się udowodnić, że jakieś normalne zjawisko fizyczne ulega dziwnym, szybkim i groźnym zmianom wskutek niszczącej działalności człowieka i jeśli nie powstrzymamy emisji „czegośtam” (w przypadku dziury ozonowej był to na przykład freon), czeka nas kosmiczna katastrofa. Wszystkie te złowieszcze spekulacje powołują się na badania naukowców, którzy co prawda mają problemy, żeby trafnie przewidzieć pogodę na następny weekend, ale za to świetnie potrafią wyliczyć, jaka będzie średnia temperatura na Ziemi za kilkadziesiąt lat.
Większość osób pod wpływem medialnych rozważań sądzi, że dawniej pogoda była w miarę stabilna, ale od kiedy emitujemy dwutlenek węgla jest z roku na rok coraz cieplej. Nawet kiedy – tak jak teraz – mamy do czynienia z wyjątkowo zimnym początkiem astronomicznej wiosny, też przypisuje się to globalnemu ociepleniu. Używa się tylko sformułowania: „zmiany klimatyczne” albo „anomalie pogodowe”. Tak czy inaczej, bije się na alarm.
Wydaje mi się więc, że trzeba przypomnieć kilka podstawowych faktów, żeby nie dać sobie wmówić żadnej hucpy.
Po pierwsze, zmiany klimatu na Ziemi są zjawiskiem normalnym. Nie jest prawdą, że kiedyś było mniej więcej jednakowo, a teraz jest inaczej. I nie trzeba wcale sięgać do prehistorii i zlodowaceń. Wystarczy rzucić okiem na ostatnie tysiąclecie. Dla historyków nie jest tajemnicą, że pod koniec starożytności i na początku średniowiecza temperatura na Ziemi systematycznie się podnosiła, mimo że nie produkowano wtedy gazów cieplarnianych. Około roku tysięcznego było cieplej niż obecnie. Na przykład w X wieku Wikingowie osiedlili się na Grenlandii. Nazwali ją Gren Land, czyli zielony kraj. Możliwa tam była wówczas uprawa zbóż. Pod koniec średniowiecza klimat zaczął się z kolei ochładzać i w XV wieku ludzie porzucili Grenlandię. Najzimniej było w XVII wieku, który jest zwany czasem nawet małą epoką lodowcową. Potem znów zaczęło się ocieplać. Wzrost średniej temperatury w XX wieku nie jest więc niczym nadzwyczajnym i wcale nie musi być zjawiskiem trwałym czy narastającym.
Po drugie, wszelkie anormalne zjawiska meteorologiczne nie są niczym nadzwyczajnym i charakterystycznym tylko dla naszych czasów. W źródłach historycznych – kronikach, pamiętnikach – zachowało się mnóstwo świadectw o takich niezwykłych zjawiskach. Jan Chryzostom Pasek opisuje na przykład przymrozek w lipcu. Sporo bywało też strasznych kataklizmów. W XVIII wieku fala tsunami zniszczyła Lizbonę.
Po trzecie, spojrzenie w przeszłość uczy też pokory w formułowaniu generalnych wniosków. Nie wystarczy kilka, czy nawet kilkanaście cieplejszych bądź zimniejszych lat, żeby mówić o trwałych tendencjach. A wszelkie prognozy przyszłości są po prostu wyssane z palca. Przy aktualnym stanie wiedzy, meteorolodzy potrafią przewidzieć pogodę na jakimś obszarze tylko na kilka najbliższych dni i to też z dużym marginesem błędu. Każda prognoza dłuższa niż pięć dni nie ma najmniejszego sensu, ponieważ powyżej pięciu dni jej sprawdzalność spada poniżej 50 procent. Alarmujące wykresy na najbliższe lata to tylko medialna hucpa.
I po czwarte: powinniśmy być szczególnie nieufni, jeśli w propagowanie teorii naukowych włącza się świat polityki i biznesu. Zawsze wtedy można się obawiać, że wnioski z badań naukowych będą dziwnie zbieżne z interesami tych, którzy te badania finansują. Jeżeli jakieś państwa są zainteresowane na przykład w sprzedawaniu licencji na swoje ekologiczne wynalazki w dziedzinie energetyki, to na pewno w ich interesie jest utrzymywanie, że za ocieplenie odpowiadają tylko i wyłącznie gazy cieplarniane i bez ograniczenia emisji na przykład dwutlenku węgla czeka nas szybko katastrofa. A jeśli pechowo zdarzy się wyjątkowo zimny i śnieżny początek wiosny, zawsze da się stwierdzić, że to też wina tych nieszczęsnych gazów.
Leszek Śliwa