Rodzina gen. Augusta Emila Fieldorfa do końca wierzyła, że wyrok śmierci nie został wykonany. Byli przekonani, że został wywieziony w głąb Rosji i niebawem wróci.
Miał mieć Emil na pierwsze imię, ale nie zgodził się ksiądz, który mu udzielał chrztu. Argumentował, że nie ma takiego świętego. Dlatego został Augustem Emilem. To spowodowało bałagan w dokumentacji – czasem był Emilem Fieldorfem, a czasem Augustem. To jednak nie zmienia faktu, że był jednym z najwybitniejszych polskich wojskowych. „Nie znosił moralizowania, ale był głęboko moralny. Nie tolerował obłudy i frazesów na temat dobra, ale nikomu nie dał się ubiec w niesieniu pomocy słabszym. Tam, gdzie się załamywano, szedł z dobrym słowem, a gdzie padano, podtrzymywał i dosłownie dźwigał” – to słowa Jana Hoppego, jego towarzysza z czasu katorżniczej pracy w syberyjskich lasach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marta Sudnik-Paluch