Nie musimy widzieć zmartwychwstania, wystarczy, że spotkamy Zmartwychwstałego.
30.03.2013 22:00 GOSC.PL
Jezus zapowiedział uczniom „że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk8,31). „A mówił zupełnie otwarcie te słowa” – zaświadcza Marek. Czyli żadna tam metafora, żadne owijanie w bawełnę. Ale Piotr tak się zgorszył wieścią o męce Mistrza, że chyba już nawet nie chciał dopuścić do świadomości informacji o tym, co miało się stać potem. Słyszał o zmartwychwstaniu, ale nie usłyszał. Inni chyba podobnie – nie dotarło to do nich, bo nawet gdy pierwsza część zapowiedzi się spełniła i Jezus został zabity, nikt nawet nie dopuścił myśli, że mogłoby dojść do spełnienia drugiej części. Jakby w ogóle o niej nie pamiętali, nie myśleli. W innym wypadku nie opieraliby się tak długo. Nie mówiliby, że kobiety ich „wystraszyły” informacją o spotkaniu Zmartwychwstałego. Tomasz nie upierałby się tak długo, a ci dwaj, co zmykali do Emaus, zostaliby w mieście.
Widocznie możliwość zmartwychwstania tak dalece nie mieściła się ludziom w głowach, że nie brali tego w ogóle pod uwagę – nawet w odniesieniu do Tego, który wskrzeszał zmarłych. Bo też, po prawdzie, nie było precedensu. Różne rzeczy już bywały – rozstępujące się wody, słońce stające na rozkaz, Eliasz wstępujący do nieba na ognistym rydwanie… Ale nigdy coś takiego!
Uwierzyli dopiero, gdy zobaczyli, a jeden nawet dotknął.
Jeśli dziś wielu ludziom Zachodu dla spraw ducha szkoda zachodu, to dlatego, że im się nie mieści w głowie to samo, co nie mieściło się nawet apostołom. Ludzie muszą spotkać żywego Jezusa i przyjąć dar Ducha Świętego. W uszach dźwięczy mi jeszcze wyznanie kobiety, która doznała głębokiej wewnętrznej przemiany na rekolekcjach ewangelizacyjnych. – Ja wiele razy byłam na różnych rekolekcjach i tam bardzo pięknie mówili o Bogu – powiedziała – ale teraz po raz pierwszy Go doświadczyłam.
Bo o doświadczenie chodzi. O dotknięcie. I niech się nie gorszą ci, co napisali grube księgi o tym, dlaczego nam się dziś Jezus nie pokazuje i skoro tak, to widocznie tego nam nie trzeba.
Jeśli ktoś myśli, że Jezus po zmartwychwstaniu ograniczył się z manifestacją swojej obecności tylko do tego krótkiego czasu do wniebowstąpienia, ten jest w głębokim błędzie. W błędzie jest ten, kto myśli, że świadectwo chrześcijańskie to musi być smutne, bo pozbawione przekonania „Chryyyystus zmartwyyychwstał”.
– Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata – obiecał, a skoro tak, to jest. Realnie – bo Bóg jest doskonale konkretny i gdy coś obiecuje, to się to spełnia literalnie, tyle że prawdziwiej, mocniej i lepiej niż człowiek sobie wyobraża.
Jezus jest blisko i zaskakuje ludzi jak Marię tamtego najpiękniejszego z poranków. Maria myślała, że to ogrodnik. A potem usłyszała swoje imię. Każdy kto naprawdę chce, usłyszy też swoje.
Franciszek Kucharczak